Marsch - wiersz
Niósł się swąd palonych ciał.
Rozpacz z piersi przeszklił niebo,
A gwałtowność przerażania ludzkiego,
Wykroiła piętno na olchach przy trakcie.
Wesołe pieśni grały przez marszrutę,
Przy butelczynach snadnie brzdąkających.
Podludzi ciągnęły oblicza nienawidzących,
W słowach ciętych przez szpicrutę.
Spróchniałe chaty z wioski dały drewno,
A drzwi z kościoła gwałtem wyrwano.
Rude gwoździe wznosiły krzyki.
Kres wymoszczono łzami.
Wesołe pieśni grały przez marszrutę,
Przy butelczynach snadnie brzdąkających.
Podludzi ciągnęły oblicza nienawidzących,
W słowach ciętych przez szpicrutę.
Na błoto wykopano modlitwy z ciałem,
Co straciły kontakt z ludzkim ciepłem.
Nadzieja umiera tak z każdym dniem.
Gdy noc kradnie czas, licując zimnem.
Wesołe pieśni grały przez marszrutę,
Przy butelczynach snadnie brzdąkających.
Podludzi ciągnęły oblicza nienawidzących,
W słowach ciętych przez szpicrutę.
Sucha twarz wtulona w marzenia.
Gdy automobil przez oczy migał.
Dziewczyny i jego stara fabryka.
Tak żyć łatwiej, bo ten świat znikał.
Wesołe pieśni grały przez marszrutę,
Przy butelczynach snadnie brzdąkających.
Podludzi ciągnęły oblicza nienawidzących,
W słowach ciętych przez szpicrutę.