Bitwa pod Grunwaldem (poprawiony tekst) - wiersz

Autor: EdwardSkwarcan
Czy podobał Ci się ten wiersz? 0

 

 

nad wzgórzami Grunwaldu zaświeciły zbroje

proporce szumią grozą łopocząc przed bojem

dwie potęgi stanęły do wielkiej rozprawy

wiele istnień zabierze śmierć w tumulcie krwawym

złowrogi szczęk żelaza z groźbą echo niesie

polskie chorągwie skryte wyczekują w lesie

Krzyżaków niczym w piekle słońce ogniem piecze

mistrz Ulryk wzywa w pole śląc dwa pychy miecze

przez poselstwo do króla ze słowną obrazą

jak wszechwładny pan świata zwycięstwo już marząc

Jagiełło przyjął miecze i rzekł - Bóg rozważy

i rozstrzygnie na polu kto mocny z mocarzy

 

w decydującej chwili w ciszy stają w szyki

lecą gońcy z donośnym - gotuj się okrzykiem

grzmi Hymn Bogurodzicy z całej piersi mocą

potężną ufność niesie szeregi jednocząc

stoją zbrojne sztandary unosząc błaganie

płynie w ostatniej prośbie cześć z ofiarowaniem

przetacza się przed bitwą z otuchą oddanie

grzmotem tysięcy gardeł serca wielbią Marię

 

ruszył Witold szeregi i poszły w bój kopie

nisko na karkach koni w szalonym galopie

grad z bombardów nad nimi unosi kamienie

lecąc miotają trwogę rażąc uderzeniem

z furią mknie nawałnica zagładę śląc w lęku

strach z rąk łuki wyrywa i giną wśród jęków

rozniosła jazda Litwy działa i łuczników

popłoch grozę unosił rozpacz niosąc w krzyku

jak taran przeszli z hukiem druzgocącej skały

krwawą chmurę skowyty bólu rozdzierały

gniew tratując i miażdżąc zbierał żniwne rany

wśród rozbilitej piechoty szczęk kości łamanych

tonął w jękach łuczników gdy w dumie Albionu

drzewca grotem orały krwawy ślad pogromu

mknąc huraganem kopii śmiercionośna siła

trupio bladą wiecznością pole zaścieliła

 

rwą zmiażdżywszy piechotę Litwini Witolda

białoruskie chorągwie i tatarska orda

ku spływającej z góry potędze Krzyżaków

co nadciąga z impetem niczym ława strachu

złowrogo rozpędzona połyskując w słońcu

rzędem kopii schylonych śląc Litwie niepokój

dudni ziemia złowieszczo śmierć niosąc w sztandarach

w bieli płaszczy nadciąga najeżona ściana

z drugiej strony bez lęku mknie chmura w dolinie

dziś ofiara za krzywdy daniną popłynie

to Litwa z Białorusią kurzawy obłokiem

rozwinęła swe skrzydło w zwarty łuk szeroki

z pogardą w karkach koni lecą z ordy wyciem

by zetrzeć się w dolinie na granicy z życiem

śmiertelne zwarcie kładzie pokotem ciał zwały

by w jednym mgnieniu grotów na wieki zostały

leżą  pierwsze szeregi pod całunem bieli

piekło bitwy w dolinie śmierć rozdająć ścieli

 

idzie na polskie skrzydło potężna lawina

na kształt drapieżnych ptaków płaszcze cwał rozpina

dwadzieścia znaków grozy i tysiące kopyt

spływa z góry złowrogo niosąc wrogie groty

krwiożerczym mordem strasząc dyszą rzędem kopii

żeby impetem stali nasze siły rozbić

w nich bij - grzmiało w szeregach i ze znakiem krzyża

ruszyli przeciw groźbie co z pychą się zbliża

 

dumnie szumią chorągwie wiew proporce chwyta

grzmi galop grożąc wrogo gniew niosąc w kopytach

furia trzyma kropierze pochylając groty

strach zatknięty na drzewcach wzbudza lęk łoskotem

mkną z grzmotem zwartą ławą poczty chorągwiane

złowrogo połyskują niosąc śmierci ścianę

 

skrzydłami nienawiści rozpędzone strony

starły się u stóp wzgórza z impetem szalonym

szeregi przeorane ze szczętem się walą

w tumulcie łamiąc drzewca zgrzyta stal ze stalą

huk triumfu wraz ze zgrozą z dzikim koni rżeniem

unosi tuman kurzu z bolesnym cierpieniem

z rykiem otuchy w gardłach tratowane ciała

śmierć w szeregi się wdarła pożogę rozdawać

miecze zaciekle sieką błyskając złowrogo

wściekłość kruszy pancerze padających z trwogą

zajadły cios za ciosem razy ślą topory

giną w nóg gąszczu płaszcze w daninie pokory

na lewym skrzydle bitwy trwa triumfalny rozmach

topnieje moc zakonu i górą korona

 

prą Krzyżacy Litwinów gniotą niczym skała

lekka jazda czternaście chorągwi związała

na ciężkozbrojnych Niemców bezsilne sulice

gniewem bitewnym płonąc z zalanym krwią licem

w straszliwym zwarciu stali z bohaterską skórą

Litwa znaczy odwagę czerwieni purpurą

niesie się skowyt bólu od śmiertelnie rannych

w ryku uderzeń rozpacz z jękiem obłąkanym

ścierają się kirysy z błyskiem puginałów

kordy w zwarciu ślą mężom pożegnalny całun

giną całe zastępy bowiem serca mężne

w starciu z mocą pancerza zbyt słabym orężem

niosą się jęki rannych w górę hen ku niebu

w nóg gąszczu gasną oczy umierając w cieniu

 

potężnie napierani przez żelaza ścianę

nie sprostali i ciała z konmi tratowane

ścielą się w polu bitwy w starciu gęsto ginąc

łamie się prawe skrzydło i cofa doliną

jak wiatr pierwsi Tatarzy z pola pierzchli z wyciem

uciekają chorągwie żeby unieść życie

za nimi rozpędzone ze zwycięzców szałem

poszły krzyżackie znaki z rykiem wczesnej chwały

samotnie białoruska strona pozostała

cofa się ku Polakom jak zawzięta skała

lecz powoli topnieje krucha pod żelazem

bitwa w rzeź się zamienia choć rozpaczy razy

uporczywie zadają umęczone dłonie

padają od toporów i krew płynie błoniem

 

z pianą wściekłości Niemcy wspinają swe konie

pod przyłbicami dziki szał zwycięzców płonie

i smoleńskim zastępom śmierć w oczy zajrzała

choć dzielnie tną berdysze lecz bitewny dramat

grzebie pod kopytami i płynie krwi rzeka

mimo męstwa walczących droga nią ocieka

razem z hukiem unosząc ich ostatnie tchnienia

w ryku przekleństw rycerzy konają w cierpieniach

 

poszły w sukurs trzy znaki i precz odrzuciły

by krusząc stal krzyżacką zmienić przebieg bitwy

gdy królewskie sztandary natarły w impecie

cofają się spychani miast stanąć orężnie

z lękiem giną od mieczy w rozpędzonej złości

pod wściekłością toporów które bez litości

wyrąbują w pancerzach purpurowe danie

za krzywdy umierają na grunwaldzkiej trawie

w zgiełku śmierć spaceruje i pękają szłomy

w ryku grozy harmider piersi rozwścieczonych

mieszając giń donośne przy razach zwycięskich

z okrzykami rozpaczy w trwodze z widmem klęski

 

wraca krzyżacka pogoń i wspiera odsieczą

stając do boju przeciw utrudzonym mieczom

nacierają na skrzydło z furią w polu bitwy

unurzani krwią w chwale zdziczałej gonitwy

bezładnie uderzają wznosząc ryk otuchy

naciskając koronnych wściekle zakon ruszył

przytłacza ciężkim bojem chorągwie znużone

spychając świeża siła godzi w polską stronę

tuman kurzu ze zgiełkiem unosząc w dolinie

chaos wkradł się w szeregi danina krwi płynie

 

w zgiełku pada na ziemię koronna chorągiew

szturm przypuszczają Niemcy wyciągając dłonie

z rykiem śpiewu triumfalnym sięgają po świętość

rzezi widokiem dysząc świętują zwycięstwo

bolesnym dreszczem grozy szedł jęk z polskich twarzy

w rozpaczy przez szeregi bo serca zamarły

i wzbudził dziki wicher gwałtownej wściekłości

żeby matkę w koronie zajadłością odbić

jak natchnieni przy drzewcu tną olbrzymią mocą

zdwojoną siłą walcząc płatają druzgocąc

ściera się tarcza hukiem z rażącym toporem

w impecie ogłuszając straszliwym łoskotem

pod przyłbicami błyszczą rozjuszone oczy

bój zaciekły o sztandar krew czerwienią toczy

bronią zaciekle znaku więc nadludzka siła

miłość w rozpaczy matce pożogę wznieciła

furia rozbiła Niemców przy drzewcu grzebanych

przez topory co pysze śmiercionośne rany

zadają wściekle w transie dwojąc się i trojąc

gotując białym płaszczom piekło w niepokoju

i przez miecze co w transie kotłują się mieniąc

odbita znów triumfalnie powiewa czerwienią

dumnie nad szeregami znów niesąc otuchę

więc w dwójnasób brzeszczoty tną pancerze kruche

rozrywane wściekłością niedawnej rozpaczy

śląc dumę i pogardę w śmierci kazamaty

 

gniotą żelaza ścianę łamiąc swym naporem

padają białe płaszcze w przekleństwach na drogę

do piekła gdzie daninę w ogień niosą czarci

z Krzyżaków co padają bezlitośnie parci

za Dobrzyń i Kujawy pomsta polskim mieczem

wciąż z impetem naciera kipiąc złością siecze

prąc druzgoce i dawna buta na kolanach

więc widząc mistrz krzyżacki że bitwa przegrana

ruszył odwód naprzeciw królewskich nawale

by szesnaście chorągwi przechyliło szalę

 

lśnią rzędem zęby kopi jak drapieżne zwierzę

złowrogie błyskawice rzucają pancerze

chce zadać cios strudzonym w walce polskim siłom

naprzeciw sześć tysięcy piechoty ruszyło

w sukurs chłopi w bój poszli i zaciężne roty

najeżone kosami i oszczepów grotem

z mocą cepów żelaznych płonąc ostrzy łanem

szli zagonem rohatyn grozą szpikowanym

śmierć na drzewcach dzid kipiąc niosła złość zaciekła

starli się w strasznym zwarciu bo doszli do piekła

 

chłopska broń walczy z furią kąsając żelazo

w odwet za okrucieństwa w szale gniewu rażąc

grzmią zajadłością tłukąc rozjuszone cepy

bez litości spychają piechoty oszczepy

i dzwonią o pancerze raniąc chłopskie kosy

otaczają Krzyżaków spada cios za ciosem

walą wściekle topory i pękają zbroje

oddają pole bitwy z wielkim niepokojem

 

gromkie Litwa po prawej z kurzawą się wzbiło

powitalne Witolda rozproszonym siłom

w porę przyszły osaczać z pola bitwy zbiegów

co ukradkiem chcą w trwodze wymknąć się z szeregów

otaczają kleszczami na swych ścigłych koniach

zażarcie atakując jak tylna straż błonia

dodatkowy duch wstąpił powiewem gorącym

znów dziryty pancerzom ślą jad kąsający

niczym w kotle Krzyżacy z wszech stron osaczeni

dźgani i napierani spływają w czerwieni

bo sulice Litwinów i miecze Polaków

roznoszą zakon z furią pada znak po znaku

drżą krzyżackie szeregi i piersi stalowe

uciekają w panice żeby wynieść głowę

większość w morderczym kręgu broni się z uporem

ponuro oczy gasząc na ostatnią drogę

 

niesie wiara Polaków i gromią choć w ranach

wielu gości z zachodu pada na kolana

przerażeni w niewolę idą z widmem klęski

w szale bitwy już przełom trwa pochód zwycięskich

natchnieni spustoszenie z wiarą sieją krocząc

Niemcom pod przyłbicami śmierć wygraża oczom

gościom zakonu spina lęk ostrogi koniom

proszą o łaskę w bitwie Krzyżacy się bronią

z wszystkich stron otoczeni bez lęku przed śmiercią

choć zwycięscy w pancerzach rany wściekle wiercą

 

bitwa w rzeź się zamienia zawziętą ponuro

miast klękać wolą zginąć oblani purpurą

pychę krzyżacką barwiąc polski miecz dosięga

w zgiełku przekleństw już pada niedawna potęga

gdy rażony mistrz ginie dźgany sulicami

stawiają drzewca prosząc by życie ocalić

część zbiegła do taborów zza wozów się broni

lecz trwoga przed zagładą nie może osłonić

wściekle atakowani osaczani z boku

i w zdobyciu zaprzęgów nie ochronił cokół

 

dogasa koszmar bitwy tysiące ciał leży

zryte pobojowisko w całunie kropierzy

krew zwyciężonych płynie w grunwaldzką dolinę

mieszając się z wylanym z wozów pychy winem

legła po ciężkim boju krzyżacka potęga

a jeńcy do niewoli szli we własnych pętach

w ciszy zachodu słońca wiele żyć konało

lecz jedni z widmem klęski drudzy z jękiem chwały

cały świat zadziwiły siły sprzymierzone

moc krzyżackiej potęgi zgasiły pogromem

 

Inne wiersze tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeśeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
O autorze
EdwardSkwarcan
Użytkownik - EdwardSkwarcan

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-10-07 22:53:31