Bitwa pod Grunwaldem (poprawiony tekst) - wiersz
nad wzgórzami Grunwaldu zaświeciły zbroje
proporce szumią grozą łopocząc przed bojem
dwie potęgi stanęły do wielkiej rozprawy
wiele istnień zabierze śmierć w tumulcie krwawym
złowrogi szczęk żelaza z groźbą echo niesie
polskie chorągwie skryte wyczekują w lesie
Krzyżaków niczym w piekle słońce ogniem piecze
mistrz Ulryk wzywa w pole śląc dwa pychy miecze
przez poselstwo do króla ze słowną obrazą
jak wszechwładny pan świata zwycięstwo już marząc
Jagiełło przyjął miecze i rzekł - Bóg rozważy
i rozstrzygnie na polu kto mocny z mocarzy
w decydującej chwili w ciszy stają w szyki
lecą gońcy z donośnym - gotuj się okrzykiem
grzmi Hymn Bogurodzicy z całej piersi mocą
potężną ufność niesie szeregi jednocząc
stoją zbrojne sztandary unosząc błaganie
płynie w ostatniej prośbie cześć z ofiarowaniem
przetacza się przed bitwą z otuchą oddanie
grzmotem tysięcy gardeł serca wielbią Marię
ruszył Witold szeregi i poszły w bój kopie
nisko na karkach koni w szalonym galopie
grad z bombardów nad nimi unosi kamienie
lecąc miotają trwogę rażąc uderzeniem
z furią mknie nawałnica zagładę śląc w lęku
strach z rąk łuki wyrywa i giną wśród jęków
rozniosła jazda Litwy działa i łuczników
popłoch grozę unosił rozpacz niosąc w krzyku
jak taran przeszli z hukiem druzgocącej skały
krwawą chmurę skowyty bólu rozdzierały
gniew tratując i miażdżąc zbierał żniwne rany
wśród rozbilitej piechoty szczęk kości łamanych
tonął w jękach łuczników gdy w dumie Albionu
drzewca grotem orały krwawy ślad pogromu
mknąc huraganem kopii śmiercionośna siła
trupio bladą wiecznością pole zaścieliła
rwą zmiażdżywszy piechotę Litwini Witolda
białoruskie chorągwie i tatarska orda
ku spływającej z góry potędze Krzyżaków
co nadciąga z impetem niczym ława strachu
złowrogo rozpędzona połyskując w słońcu
rzędem kopii schylonych śląc Litwie niepokój
dudni ziemia złowieszczo śmierć niosąc w sztandarach
w bieli płaszczy nadciąga najeżona ściana
z drugiej strony bez lęku mknie chmura w dolinie
dziś ofiara za krzywdy daniną popłynie
to Litwa z Białorusią kurzawy obłokiem
rozwinęła swe skrzydło w zwarty łuk szeroki
z pogardą w karkach koni lecą z ordy wyciem
by zetrzeć się w dolinie na granicy z życiem
śmiertelne zwarcie kładzie pokotem ciał zwały
by w jednym mgnieniu grotów na wieki zostały
leżą pierwsze szeregi pod całunem bieli
piekło bitwy w dolinie śmierć rozdająć ścieli
idzie na polskie skrzydło potężna lawina
na kształt drapieżnych ptaków płaszcze cwał rozpina
dwadzieścia znaków grozy i tysiące kopyt
spływa z góry złowrogo niosąc wrogie groty
krwiożerczym mordem strasząc dyszą rzędem kopii
żeby impetem stali nasze siły rozbić
w nich bij - grzmiało w szeregach i ze znakiem krzyża
ruszyli przeciw groźbie co z pychą się zbliża
dumnie szumią chorągwie wiew proporce chwyta
grzmi galop grożąc wrogo gniew niosąc w kopytach
furia trzyma kropierze pochylając groty
strach zatknięty na drzewcach wzbudza lęk łoskotem
mkną z grzmotem zwartą ławą poczty chorągwiane
złowrogo połyskują niosąc śmierci ścianę
skrzydłami nienawiści rozpędzone strony
starły się u stóp wzgórza z impetem szalonym
szeregi przeorane ze szczętem się walą
w tumulcie łamiąc drzewca zgrzyta stal ze stalą
huk triumfu wraz ze zgrozą z dzikim koni rżeniem
unosi tuman kurzu z bolesnym cierpieniem
z rykiem otuchy w gardłach tratowane ciała
śmierć w szeregi się wdarła pożogę rozdawać
miecze zaciekle sieką błyskając złowrogo
wściekłość kruszy pancerze padających z trwogą
zajadły cios za ciosem razy ślą topory
giną w nóg gąszczu płaszcze w daninie pokory
na lewym skrzydle bitwy trwa triumfalny rozmach
topnieje moc zakonu i górą korona
prą Krzyżacy Litwinów gniotą niczym skała
lekka jazda czternaście chorągwi związała
na ciężkozbrojnych Niemców bezsilne sulice
gniewem bitewnym płonąc z zalanym krwią licem
w straszliwym zwarciu stali z bohaterską skórą
Litwa znaczy odwagę czerwieni purpurą
niesie się skowyt bólu od śmiertelnie rannych
w ryku uderzeń rozpacz z jękiem obłąkanym
ścierają się kirysy z błyskiem puginałów
kordy w zwarciu ślą mężom pożegnalny całun
giną całe zastępy bowiem serca mężne
w starciu z mocą pancerza zbyt słabym orężem
niosą się jęki rannych w górę hen ku niebu
w nóg gąszczu gasną oczy umierając w cieniu
potężnie napierani przez żelaza ścianę
nie sprostali i ciała z konmi tratowane
ścielą się w polu bitwy w starciu gęsto ginąc
łamie się prawe skrzydło i cofa doliną
jak wiatr pierwsi Tatarzy z pola pierzchli z wyciem
uciekają chorągwie żeby unieść życie
za nimi rozpędzone ze zwycięzców szałem
poszły krzyżackie znaki z rykiem wczesnej chwały
samotnie białoruska strona pozostała
cofa się ku Polakom jak zawzięta skała
lecz powoli topnieje krucha pod żelazem
bitwa w rzeź się zamienia choć rozpaczy razy
uporczywie zadają umęczone dłonie
padają od toporów i krew płynie błoniem
z pianą wściekłości Niemcy wspinają swe konie
pod przyłbicami dziki szał zwycięzców płonie
i smoleńskim zastępom śmierć w oczy zajrzała
choć dzielnie tną berdysze lecz bitewny dramat
grzebie pod kopytami i płynie krwi rzeka
mimo męstwa walczących droga nią ocieka
razem z hukiem unosząc ich ostatnie tchnienia
w ryku przekleństw rycerzy konają w cierpieniach
poszły w sukurs trzy znaki i precz odrzuciły
by krusząc stal krzyżacką zmienić przebieg bitwy
gdy królewskie sztandary natarły w impecie
cofają się spychani miast stanąć orężnie
z lękiem giną od mieczy w rozpędzonej złości
pod wściekłością toporów które bez litości
wyrąbują w pancerzach purpurowe danie
za krzywdy umierają na grunwaldzkiej trawie
w zgiełku śmierć spaceruje i pękają szłomy
w ryku grozy harmider piersi rozwścieczonych
mieszając giń donośne przy razach zwycięskich
z okrzykami rozpaczy w trwodze z widmem klęski
wraca krzyżacka pogoń i wspiera odsieczą
stając do boju przeciw utrudzonym mieczom
nacierają na skrzydło z furią w polu bitwy
unurzani krwią w chwale zdziczałej gonitwy
bezładnie uderzają wznosząc ryk otuchy
naciskając koronnych wściekle zakon ruszył
przytłacza ciężkim bojem chorągwie znużone
spychając świeża siła godzi w polską stronę
tuman kurzu ze zgiełkiem unosząc w dolinie
chaos wkradł się w szeregi danina krwi płynie
w zgiełku pada na ziemię koronna chorągiew
szturm przypuszczają Niemcy wyciągając dłonie
z rykiem śpiewu triumfalnym sięgają po świętość
rzezi widokiem dysząc świętują zwycięstwo
bolesnym dreszczem grozy szedł jęk z polskich twarzy
w rozpaczy przez szeregi bo serca zamarły
i wzbudził dziki wicher gwałtownej wściekłości
żeby matkę w koronie zajadłością odbić
jak natchnieni przy drzewcu tną olbrzymią mocą
zdwojoną siłą walcząc płatają druzgocąc
ściera się tarcza hukiem z rażącym toporem
w impecie ogłuszając straszliwym łoskotem
pod przyłbicami błyszczą rozjuszone oczy
bój zaciekły o sztandar krew czerwienią toczy
bronią zaciekle znaku więc nadludzka siła
miłość w rozpaczy matce pożogę wznieciła
furia rozbiła Niemców przy drzewcu grzebanych
przez topory co pysze śmiercionośne rany
zadają wściekle w transie dwojąc się i trojąc
gotując białym płaszczom piekło w niepokoju
i przez miecze co w transie kotłują się mieniąc
odbita znów triumfalnie powiewa czerwienią
dumnie nad szeregami znów niesąc otuchę
więc w dwójnasób brzeszczoty tną pancerze kruche
rozrywane wściekłością niedawnej rozpaczy
śląc dumę i pogardę w śmierci kazamaty
gniotą żelaza ścianę łamiąc swym naporem
padają białe płaszcze w przekleństwach na drogę
do piekła gdzie daninę w ogień niosą czarci
z Krzyżaków co padają bezlitośnie parci
za Dobrzyń i Kujawy pomsta polskim mieczem
wciąż z impetem naciera kipiąc złością siecze
prąc druzgoce i dawna buta na kolanach
więc widząc mistrz krzyżacki że bitwa przegrana
ruszył odwód naprzeciw królewskich nawale
by szesnaście chorągwi przechyliło szalę
lśnią rzędem zęby kopi jak drapieżne zwierzę
złowrogie błyskawice rzucają pancerze
chce zadać cios strudzonym w walce polskim siłom
naprzeciw sześć tysięcy piechoty ruszyło
w sukurs chłopi w bój poszli i zaciężne roty
najeżone kosami i oszczepów grotem
z mocą cepów żelaznych płonąc ostrzy łanem
szli zagonem rohatyn grozą szpikowanym
śmierć na drzewcach dzid kipiąc niosła złość zaciekła
starli się w strasznym zwarciu bo doszli do piekła
chłopska broń walczy z furią kąsając żelazo
w odwet za okrucieństwa w szale gniewu rażąc
grzmią zajadłością tłukąc rozjuszone cepy
bez litości spychają piechoty oszczepy
i dzwonią o pancerze raniąc chłopskie kosy
otaczają Krzyżaków spada cios za ciosem
walą wściekle topory i pękają zbroje
oddają pole bitwy z wielkim niepokojem
gromkie Litwa po prawej z kurzawą się wzbiło
powitalne Witolda rozproszonym siłom
w porę przyszły osaczać z pola bitwy zbiegów
co ukradkiem chcą w trwodze wymknąć się z szeregów
otaczają kleszczami na swych ścigłych koniach
zażarcie atakując jak tylna straż błonia
dodatkowy duch wstąpił powiewem gorącym
znów dziryty pancerzom ślą jad kąsający
niczym w kotle Krzyżacy z wszech stron osaczeni
dźgani i napierani spływają w czerwieni
bo sulice Litwinów i miecze Polaków
roznoszą zakon z furią pada znak po znaku
drżą krzyżackie szeregi i piersi stalowe
uciekają w panice żeby wynieść głowę
większość w morderczym kręgu broni się z uporem
ponuro oczy gasząc na ostatnią drogę
niesie wiara Polaków i gromią choć w ranach
wielu gości z zachodu pada na kolana
przerażeni w niewolę idą z widmem klęski
w szale bitwy już przełom trwa pochód zwycięskich
natchnieni spustoszenie z wiarą sieją krocząc
Niemcom pod przyłbicami śmierć wygraża oczom
gościom zakonu spina lęk ostrogi koniom
proszą o łaskę w bitwie Krzyżacy się bronią
z wszystkich stron otoczeni bez lęku przed śmiercią
choć zwycięscy w pancerzach rany wściekle wiercą
bitwa w rzeź się zamienia zawziętą ponuro
miast klękać wolą zginąć oblani purpurą
pychę krzyżacką barwiąc polski miecz dosięga
w zgiełku przekleństw już pada niedawna potęga
gdy rażony mistrz ginie dźgany sulicami
stawiają drzewca prosząc by życie ocalić
część zbiegła do taborów zza wozów się broni
lecz trwoga przed zagładą nie może osłonić
wściekle atakowani osaczani z boku
i w zdobyciu zaprzęgów nie ochronił cokół
dogasa koszmar bitwy tysiące ciał leży
zryte pobojowisko w całunie kropierzy
krew zwyciężonych płynie w grunwaldzką dolinę
mieszając się z wylanym z wozów pychy winem
legła po ciężkim boju krzyżacka potęga
a jeńcy do niewoli szli we własnych pętach
w ciszy zachodu słońca wiele żyć konało
lecz jedni z widmem klęski drudzy z jękiem chwały
cały świat zadziwiły siły sprzymierzone
moc krzyżackiej potęgi zgasiły pogromem