Wiatr zwany życiem - wiersz
Wiatr syczy przeciągle na wyżynie drzewostanem.
Echo w echa wpadając wzmaga ton drzew.
Świat klonu, jego gałęzie, poruszał szarpaniem,
Chuchro-liść prowadząc przez swój gniew.
Gruntu słota niemiła, tak ugrząźć na rozstajach.
Szum wprasza do tańca na tych chmur oparach,
Buntu, by równając swój lot przejrzeć się w gwiazdach.
Trasa rozmywa szelest wiatru rozziewach.
Gubny liść pod wody ciężarem przechodzi solą.
Matka płaczę, lub innych skowyt tworzy tło,
Brudny świat bezdomnych bytów, życie karą.
Krótka drzemka na blacie, by wyschło zło.
Porwany przez dech życia z matecznika,
Łaknie pokoju bezmiaru, Słońca blasku,
Lecz przeciągły węch bycia tylko weń wnika,
Że już nic prócz koszmaru, zasad ich bzyku.