Ulica księdza Franciszka - prałata - wiersz
Ksiądz Franciszek służył Panu Bogu
i ludziom z tego miasteczka
przez pół wieku
szlachetny taktowny i skromny zawsze
gotowy pomagać bliźnim
modlił się codziennie nawet po kilka razy
za wszystkich grzeszników spowiadał ich
rozgrzeszał chrzcił dzieci nie zadając
krępujących pytań
kiedy i czy w majestacie świętego
sakramentu zostały poczęte
nie odpytywał kandydatów na małżonków
z dziesięciu przykazań i innych prawd
katechizmu
wszystkich którzy zeszli z tego świata
żegnał kapłańską modlitwą i znakiem krzyża
nad skropioną świętą wodą mogiłą
i co najważniejsze
nigdy nie wymieniał ceny za swe usługi.
Słowem gość był spoko i w porzo
szlachetny duszpasterz
dlatego gdy sam sobie poszedł
na zawsze prosto do nieba
wdzięczni parafianie obywatele
miasteczka oprócz wieńca ufundowali
mu prezent na wieczne odpoczywanie
kawałek wąskiej ścieżki
między ogrodzeniem kościoła a rozległą
niczyją łąką
wiosną i latem zarośniętą chwastem
jesienią i zimą utytłaną w błocie
nazwali ją dumnie i zaszczytnie
ulicą księdza prałata... dalej imię i nazwisko
i tak zrzucili ze swych ramion balast
powinności
uczcili na miarę swego chrześcijańskiego
i obywatelskiego sumienia
pamięć skromnego człowieka i
kapłana o wielkim sercu
który chodził tędy przez pół wieku
i modlił się za wszystkich grzeszników
z miasteczka.
Przy ulicy księdza prałata... stoi tylko
mała plebania
ciemną nocą po zachwaszczonej
lub błotnistej ścieżce błąka się po niej
zagubiony Duch
ludzie mówią że z wyglądu
podobny do księdza Franciszka.
z tomiku: Dzikie jeżyny przy drodze. Progres, Pieszyce 2010