"sztyletem matczynych ruchów" - wiersz

Autor: zebra_k
Czy podobał Ci się ten wiersz? 0

.


               "jeszcze nie pora - wysoko uniesiona głowa
                dobrobyt płynny zcieka z czoła - dorodna
                śnieżna okaryna z u której płoza nocą
                jest kradziona z bloku obok brązowa nożem
                rżnięta poręcz na zbiegu sąsiednih drzwi"[7]


        "dopaloną świecą nathnienia
         w ciemności pocałunku'natartym
         krzyżem wieczoru olejem malinowyh
         herbat z cytryną pospołu jak miodem
         zimowyh pieżyn'o_płatkiem spadającego
         nieba na marhewkowy nos trójkulowego
         alleluja"[7]


* * *

o!wzniosła niezapahowości'obłupany trądzie
'rzeźbo żywa jak bryła namiętności ciał
i misterium słowa wśród pospolitego ruszenia
tak'łyku ożywczy maliną gorącyh herbat co
z zimna zimą skuły protesta jak płozy sań
które wczoraj jeszcze namaszczałem woskiem
'i kagankiem świecy gdy światło bleknie
na sukniah spowityh ciemności - dnia tym jak
każdego i w powszehnym trudzie groteską
spoconego wysiłku-ciszy absolutnej gdy
w zawierusze mijającyh lat przebłyszczy
zwida shyłku raczkującym końcem życia
'niepoddawaj się jednak zwiedziony
końca krancem co tylko na niby'na warowni
trwaj optymizmu na dobrotliwościah bram
na skoblah udręczenia tamtego lęku 'bielmem
na oku serpentyną jesiennyh liści jak
wehikułem czasu co nektarem soczystym czas
upłynni 'mgielnym spojrzeniem zaropiałyh oczu
'górą truheł jak tortu czubkiem z wiśni
* kosmos = czarna torba podróżnika

niezłudnym kunsztem jak dawniej
otwartej dłoni ścieżką - drogą
zapomnień jak marszem piehotą
co pragnie silnyh nóg tylko
zwinnyh opuszką dłoni?...
inkrustowanym wsadem przebłysku
przeplotem elegancją u szczytu
starań co nie na marne a gdyby
no to trudno nie jestem tak
jak oni jak inni punktom
wspólnym tego samego zbioru
przecięciem lini koła jak
tapicerką zapahem najdroższyh
fajek wanilinowyh drzew'ot
dyliżans szesnastokonny w którym
paliwem jałowiec[niebieski bird]
* otulony szatą śmierci na cyplah rozgolaszonyh marznąc mre

jedwabny dotyk pergaminowyh ust
wyshnięte brzegi namiętności wciąż
żywo mają w pamięci obłapianie
falliczne na zssaniah lini wprost
'ujadanie żalu minionym dniem
niesie się erą całym pokoleniem
wiekowyh pieczęci znikąd odpowiadam
nie zaskarbisz tamtej wilgoci
spamiętaj kożystając za wczasu
hwilą momentu który jak dziecko
przekorny im szybciej gonisz za
nim to gotowy gwałtowniej biec
'sponiewierany ostoją tak ja
orędownik tego co przeszło ale
świadomy'tu struną jednego dnia nie
nadrobisz ubieżaj ubieżaj gdyż to
co piękne pęka za prędko-gotowaś...
gotoweś gotowyś? to pomahaj ręką
ważna kolejność przez śmierć się
przedarłwszy usiąde na nieśmiertelność
'zalegam uśmiehu stopniem pierwszym


p.s1 - jak by ktoś grabką wierzhnią warstwę
       zieleni zdarł - nietrafisz'zapomnij!

p.s2 - prędkośc guliweryzuje rozpędzającego
       zastanie liliputyzuje mnie samego'czyli
       mijane rzeczy trafnie zdają się być mniejsze

p.s3 - poezja się kończy gdy duhy typują
       dyktando strof'z braku własnej woli



         "aero przestworem płyne łajbą głębokiego oddehu
          cugu oparem nurtu wiewem wiatru na czkawkah
          powietrza motylą hmurą wzlotem orientalnyh
          dorzeczy'obieży świat hmurą jak cumulusem sinusoid"[7]


     "otulony jesienną piżyną ascecih strof
      nic silniejszego nad 1 słowo'manewrujący bóg
      obruci koła fortuną jak biciem cykadzih serc"[7]


(dyd.papieskim nowotworom ZeBrA_k)

.

Inne wiersze tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeśeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
O autorze
zebra_k
Użytkownik - zebra_k

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-04-19 13:40:53