Ulotne cele życia - wiersz
Zapalone lampiony poszybowały ze schodków.
Niosąc marzenia rozpalonych przechodniów.
Każdy na karb swego krótkiego powołania,
Wziął ich z 16 – czy każdy uniesie nowe życie ?
„To po co było "to" taszczyć, jeżeli nie !?”
„Świat marzeń, lub życie strachem !”
Nie zostawiono nikomu i niczemu wyboru.
Więc poleciały, choć pogoda była paskudna.
Typowy warszawski listopad bez zielonych okularów z Chin.
Padało delikatnym śniegiem, a wiatr od strony Wisły,
Nie pozostawał obojętny na skórę dziadka.
Ostatnie łyki przesłodzonej herbaty wiały grozą.
Ostatecznie zwinięto sznurki w nawale pisków.
Lata praktyki przy rozciąganiu prania,
Lub układaniu włosów na „te” bale.
Ściągnięte na ziemie lampiony były upiorne.
Smutek i żal targał płótnem, bardziej niż strach.
Pocięto je na szczapy, by podpalić i zrobić grilla.
A nuż się spełnią.
Wtedy trzeba byłoby walczyć o ich trwanie,
Lub pożegnać się życiem.
Przecież cele wypełnione.