Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2016-08-31
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 294
Dodał/a opinię:
Natalia Szumska
W tym samym czasie handel bobrzymi futrami stracił impet. Częściowo było to spowodowane przez kryzys finansowy, a a częściowo przez pstrego konia, na którym od zawsze jeździła moda. Patrycjusze zamieszkujący miasta na Wschodzie, a także w Europie, nagle zmienili upodobania — zamiast cylindrów pokrywanych futrem bobra zaczęli nosić te pokrywane jedwabiem.
Wkrótce po ogłoszeniu niepodległości Stanów Zjednoczonych, wywalczonej wyniszczającą wojną z Anglią, trzynaście założycielskich kolonii okazało się terytorium zbyt małym dla rodzin, ale i wybujałego ego pierwszych kolonizatorów. W poszukiwaniu przestrzeni życiowej (znamy to także z historii XX wieku, prawda?) amerykańskie armie wyruszają na południe, do Nowego Meksyku, a później także na zachód kontynentu, tereny zamieszkałe przez indiańską ludność autochtoniczną, które później zaczniemy nazywać Dzikim Zachodem. Zgodnie z teorią Boskiego Przeznaczenia (wygodne, prawda?) mieli prawo szerzyć rozwój i demokrację od oceanu (Atlantyckiego) do oceanu (Spokojnego), a więc szerzyli co kosztowało między innymi Nawahów spod Turkusowej Góry, miliony istnień ludzkich, czy też pół-ludzkich, jak lubili wierzyć Amerykanie (elegancko, prawda?).
Historie z Dzikiego Zachodu przypominają trochę biografię Kita Carsona, na którego postaci, Hampton Sides w dużej mierze oparł książkę pt. „Krew i burza”. Z jednej strony mamy więc wielką wzajemną miłość i współzależność (Carson jako traper musiał współpracować z Indianami, potem zaś ożenił się z wielkiej miłości ze Śpiewającą Trawą, córką Biegnącego Wołu), z drugiej zaś kulturową przepaść i bezbrzeżną nienawiść (zabójstwa w pojedynkach, prowadzenie całych ekspedycji na tereny zamieszkiwane przez Indian). Historie te pisane są krwią uczestników wydarzeń i ich atramentem lub głosem (Carson wydał autobiografię, choć nigdy nie nauczył się pisać).
Hampton Sides nie osądza, nie krytykuje, nie dzieli na dobrych i złych, ale rzetelnie (i nie bez polotu) zdaje relację z podboju zachodu głównie w latach 40. XIX wieku. Co ważne, nie jest to „historia Dzikiego Zachodu”, ale „historia z Dzikiego Zachodu” — autor nie pretenduje do miana najważniejszego eksperta w dziedzinie. Jego książka jest relacją reporterską, nie historycznym opracowaniem, co sprawia, że jest ciekawsza, i niewątpliwie przystępniejsza dla szerokiego grona odbiorców. To oczywiście nie znaczy, że książka „Krew i burza” nie jest wartościowa poznawczo. Sides, jak pisze w posłowiu, pokonał trzydzieści dwa tysiące kilometrów na zachodzie USA i zapoznał się nie tylko z opracowaniami, ale także setkami źródeł, z których najważniejsze to dzienniki i pamiętniki z czasów życia Kita Carsona oraz nagrane wywiady z Nawahami.
Podstawową zaletą Sidesa–gawędziarza są jego charakterystyki bohaterów, przedstawianie ich spojrzenia, ale także ich cech, charakterystycznych rysów osobowych i humorystycznych porównań. Dlatego właśnie w „Krwi i burzy” coś dla siebie znajdzie nawet czytelnik, który (jak ja!) nie przepada za historią taktyki wojennej, podbojów, wielkiej polityki i terytorialnego kształtowania się państw. Amerykański autor jak nikt inny potrafi pokazać kulisy podręcznikowych wydarzeń i udowodnić, że za wielką polityką i wielką legendą zawsze stoją mali ludzie — niedoskonali i uderzająco podobni do innych.
Możemy dziś patrzeć na tamte wydarzenia z przerażeniem pomieszanym z fascynacją i z perspektywy ludzi stojących przynajmniej o jeden schodek wyżej na drabinie społecznego i politycznego rozwoju. Możemy. Ale czy naprawdę to, co robimy ze światem teraz, tak bardzo różni się od tego, co amerykańscy koloniści robili z zachodem i południem Ameryki Północnej? Czy tak bardzo różni się od tego, co Indianie robili pierwszym Amerykanom? I kogo tu bezpieczniej nazwać „dzikim”?
Wstrząsająca opowieść o jednej z największych bohaterskich akcji w czasie II wojny światowej. W styczniu 1945 roku 121 żołnierzy z elitarnego 6 batalionu...
W kwietniu 1968 roku James Earl Ray przyjechał do Memphis. Wynajął obskurny pokój ze świetnym widokiem na motel Lorraine, kupił karabin snajperski i...