Nie jestem wielbicielką polskiej literatury, a już zwłaszcza w formie komedii literackiej. Zawsze jednak staram się próbować dzieł nowych autorów z nadzieją, że tym razem znajdę coś co przypadnie mi do gustu. Tak trafiła do mnie najnowsza książka autorstwa Joanny Mokosy-Rykalskiej ,,Matki przodem. Jak wylądowałyśmy w czarnej dupie" od Wielkiej Litery. Opowiadająca o czterech przyjaciółkach, które pod wpływem chwili postanowiły odpocząć od codzienności i zorganizowały spontaniczny wypad. Jednak coś poszło nie tak...
,,Matki przodem" to powieść z rodzaju tych lekkich, wywołujących uśmiech na twarzy czytelnika. Na próżno tu szukać górnolotnych poematów czy zawiłej, wielowątkowej fabuły. Ta książka ma za zadanie rozbawić czytelnika oraz oderwać go od szarej rzeczywistości i to jej się udaję. Prostota i realizm tej historii oraz fakt, że pozwala w głównych bohaterkach odnaleźć cząstkę siebie okazały się przepisem na sukces.
Nawet ja! Zagorzała przeciwniczka komedii literackiej, kiedy już przyzwyczaiłam się do dość nietypowych wyrażeń, jakimi posługiwała się Joanna wraz z przyjaciółkami, bawiłam się naprawdę dobrze. Autorka niejednokrotnie podczas lektury wywołała uśmiech na mojej twarzy i sprawiła, że polubiłam te cztery szalone i nieobliczalne kobiety.
Jeśli macie ochotę sięgnąć po ,,Matki przodem...", ale obawiacie się, że nie zrozumiecie fabuły bez znajomości tomu pierwszego to uspokoję was. Najnowszą powieść Mokosy-Rykalskiej z ,,Matka siedzi z tyłu" łączą co prawda główne bohaterki, aczkolwiek są to dwie odrębne historie, nie wymagające wzajemnej znajomości. Jeśli lubicie takie odrobinę zwariowane historię z pewną dozą niepodkoloryzowanego macierzyństwa w tle to koniecznie sięgnijcie po obie książki autorki. Będziecie się dobrze z nimi bawić.
Poznajcie Joannę. To Bareja w spódnicy - w loży szyderców czuje się jak ryba w wodzie. Siedzi z tyłu, ale czujnym okiem skanuje każdą sferę...