Władca cieni
Cassandra Clare

Ughhhh....

Wiedziałam, że to nie będzie łatwa i lekka lektura... (ale czego innego można się spodziewać po takiej opasłej cegle?!)

Wbrew swoim gabarytom nie powiedziałabym, że nadziało się tam mnóstwo rzeczy. To znaczy - nadziało się, ale cała ta akcja została idealnie wyważona. Dostaliśmy tu rozdziały z perspektywy Emmy i Juliana, Ty, Livy, Kita, Christiny, Marka, Drusilli i nawet Diany. Czyli mogłoby się wydawać, że to za dużo narratorów jak na jedną powieść. A jednak tak nie było. Każda z tych osób prezentowała inny punkt widzenia, inny charakter (i za to głębokie ukłony dla Cassandry Clare, za opanowanie tylu narracji i spójne trzymanie się ich charakterów!)

O ile w serii Dary Anioła było pełno humoru, to ta seria jest o wiele mroczniejsza. Problemy, z którymi zmagają się postacie tej serii, są zbyt przytłaczające dla tak młodych ludzi, a jednak ci muszą jakoś funkcjonować.

Nie będę chyba oryginalna, kiedy powiem, że gorąco kibicuję Emmie i Julianowi i mam nadzieję, że znajdą swoje 'happily ever after', ale pozostałe postacie darzę równie wielką sympatią - co jest wyczynem! Bo na ogół jestem wybredna co do tego, kogo z książki lubię, a kogo nie...

Mam już ostatni tom 'w ręce' i mogłabym się za niego od razu zabierać, ale chyba potrzebuję trochę czasu żeby się na to przygotować. Bo jednak jest to jeszcze grubsza lektura niż Władca Cieni, a w dodatku muszę się nieco bardziej skupić, czytając po angielsku. Dlatego teraz potrzebuję jakiejś odskoczni, która mnie zrelaksuje i pozwoli przygotować się mentalnie na tę sieczkę, która zapewne rozegra się w A Queen of Air and Darkness....