"Łosoś norwesko-chiński" to druga publikacja Michała Krupy, z którą dane mi było się zetknąć. Tym razem autor nie roztrząsa tragicznych skutków, jakie niesie ze sobą uzależnienie, lecz opowiada o pewnym niespełnionym pisarzu, który przez przypadek zostaje wplątany w międzynarodową aferę wywiadowczą.
Maciej Prus (nie z tych Prusów) dobiega czterdziestki i ma wrażenie, że jego życie utknęło w martwym punkcie. Nic nie osiągnął, nic nie ma, nic go ciekawego nie czeka. Nawet słowa na książkę, którą pisze, jakoś nie chcą poskładać się w logiczną całość. Z pomocą w walce z twórczą niemocą przychodzi Maciejowi przyjaciel, który funduje mu tygodniowy wyjazd w zaciszne miejsce o swojskiej nazwie Ruchanko Dolne. Tam na pewno wena powróci i Maciej będzie mógł napisać książkę. Tyle tylko, że już pierwszego wieczoru w tym urokliwym miejscu myśli głównego bohatera zajmuje przede wszystkim seksowna Agata, za której sprawą niedoszły pisarz musi salwować się z hotelu ucieczką, by ocalić życie. Za Maciejem i Agatą rusza pościg. W sukurs przychodzą im lokalni patrioci, walczący z "najeźdźcami zza Odry" z Bogurodzicą na ustach oraz "Pioruny Zbawiciela". Choć Ci ostatni jakby mniej troszczą się o zdrowie i bezpieczeństwo ściganych, a bardziej o pewien niewielki przedmiot...
"Potem poszło już z górki. Kazimierz odwrócił się w stronę Niemców, powoli zaczął śpiewać Bogurodzicę, a z każdym następnym śpiewanym słowem dołączali do niego inni. Gdy głosy były na tyle donośne, a śpiew rozbrzmiewał po całej okolicy, ruszyli w stronę najeźdźców zza Odry. (...)
- Uciekajcie! Walczcie dalej w naszej sprawie! My się nimi zajmiemy, panienko.Niech Bóg Was prowadzi!"
Michał Krupa w swojej książce zgrabnie i bez przesady, bo i tu można przesadzić, pokazuje w krzywym zwierciadle nas Polaków. Znajdziemy tu m.in. polskiego Rambo ukrytego w zaciszu biura szefa wywiadu, kapitana wywiadu, który dzięki piersiówce, kreskom kokainy i smokom wycisza się i jest w stanie tolerować swojego narwanego sekretarza, a także sprawnie kierować akcjami wywiadowczymi. Jest też sam Maciej, który mimo wiszącego nad nim zagrożenia, z trudem skupia myśli na ucieczce, bowiem każdą minutę jego życia wydają się wypełniać myśli o seksie. Postaci wykreowane przez autora są przerysowane, jedne mniej, drugie bardziej, i idealnie wpasowują się w pełną paradoksów historię, jaką serwuje czytelnikowi pisarz.
Krupa sprawnie operuje słowem. Opisy w jego wykonaniu pełne są nieoczywistego dowcipu, a dialogi oraz monologi wewnętrzne bohaterów prawie zawsze wywoływały na mojej twarzy szeroki uśmiech. Z przyjemnością czytałam o polskiej jednostce wywiadowczej. Sceny z jej udziałem uważam za jedne z najlepszych w książce. Zresztą, w moim odczuciu, Jakubiak, kapitan Lisiewski, "Pioruny Zbawiciela" czy Mietek i Stasiek są dużo ciekawszymi postaciami niż tytułowa dwójka. O ile Maciej potrafi rozśmieszyć, a nawet wywołać u czytelnika chwilę zadumy, o tyle Agata jest jakaś taka nijaka. Ni to z niej femme fatale, ni to agentka z prawdziwego zdarzenia. Nie wzbudziła we mnie zainteresowania nawet jako człowiek. Ot, taka tam niezdecydowana kobietka, która sama nie wie, czego chce. Wiem, że z punktu widzenia fabuły jej rola jest istotna, inaczej seksoholik Prus nie ganiałby po lasach pod obstrzałem z broni maszynowej, ale jak dla mnie powód wmieszania w ten galimatias Macieja mógłby być zupełnie inny. Albo też kreacja Agaty bardziej wyrazista.
"Nyska pracowała na najwyższych obrotach. Nigdy jeszcze w swoim długim życiu nie była zmuszona do tak szybkiej i męczącej jazdy. Podobało się jej to jednak i dlatego współpracowała z kierowca na tyle, ile mogła. I do tego prawie wyprzedziła mercedesa! Siłą woli utrzymywała wszystkie części i podzespoły na miejscu. Odczuwała druga młodość. "Oj, za młodu to się wyprawiało, będąc na służbie w milicji" - pomyślała. Pojawiający się stan melancholii sprawił, że przez chwilę, dosłownie ułamek sekundy, straciła samokontrolę. (...)
- Co za cholera?! - Dwójka był zdenerwowany. Nigdy wcześniej nie siedział w Nysie rozpędzonej do takich prędkości. (...) Reszta siedziała w ciszy. Każdy wyczuwał napięcie i zdawał sobie sprawę, że jeden błąd kierowcy i wszyscy zginą. Dwójka po cichy mówił do Nysy. Wiedział, że trzeba to robić, trzeba ją uspokoić i dodać jej siły do jeszcze cięższej pracy."
Czytając "Łosia norwesko-chińskiego" odnosiłam chwilami wrażenie, jakby niektóre fragmenty publikacji zostały dopisane przez kogoś innego albo na siłę przez samego autora. Ich język nie pasował mi do wcześniej widocznej w powieści lekkości słowa. Zdawały się jakby wyjęte z innej, nie pasującej do "Łososia norwesko-chińskiego", lecz zbieżnej tematycznie, książki. I jeszcze jedna rzecz, która lekko utrudniała mi cieszenie się lekturą - występujący w wielu miejscach jakikolwiek brak rozdzielenia w widoczny sposób nowych scen, które dzieją się w tym samym czasie, lecz w innych miejscach i dotyczą innych osób. I tak oto czytelnik czyta np. o kapitanie Lisiewskim i Karolu Nowaku, gdy nagle następna linijka tekstu traktuje o Macieju Prusie budzącym się w jakimś hotelu. Przydałby się choć dłuższy odstęp pomiędzy tymi wątkami.
"Karol wyszedł i kapitan został sam. Był dumny z siebie, ze tak sprawnie pokierował podwładnymi i że sprawa niebawem się wyjaśni. (...) "No dobra" - pomyślał - "Trzeba trochę podzwonić".
- Z premierem. to pilne, mówi kapitan Zbigniew Lisiewski....
Obudziłem się w łóżku sam. Teraz, gdy otworzyłem oczy i czułem ból mięśni, o których istnieniu nawet nie wiedziałem, tym bardziej byłem przekonany o zakończeniu owej znajomości."
Powieść Michała Krupy jest przyjemna i lekka, pełna komizmu sytuacyjnego. I choć jest niewielka objętościowo, to autorowi udało się, dzięki zawrotnemu tempu akcji i nietuzinkowym bohaterom, przykuć moją uwagę. Zapewniam Was, że nie będziecie się nudzić, a Wasze spojrzenie na polskie służby wywiadowcze już nigdy nie będzie takie samo.
Informacje dodatkowe o Łosoś norwesko-chiński:
Wydawnictwo: Wydawnictwo Psychoskok
Data wydania: 2014-04-17
Kategoria: Rozrywka, humor
ISBN:
978-83-7900-174-3
Liczba stron: 162
Dodał/a opinię:
Edyta Dombrowicka
Sprawdzam ceny dla ciebie ...