Debiut literacki nagrodzonej za najlepszy blog roku 2014 Anny Grzyb wywołał w sieci wiele emocji. Czytałam na temat jej książki wiele nieprzychylnych komentarzy, czytelniczki miały też żal do znanych autorek, które rekomendowały treść na okładce książki. Trudno było mi w to wszystko uwierzyć, no bo jak to? Życiowa książka (coś co lubię), skierowana do kobiet w przedziale 25 - 40 lat (pasuje) o codzienności, dzieciach i kłopotach małżeńskich. Wszystko to, co w książkach lubię, więc co mogło pójść nie tak? Przecież sama chętnie czytałam teksty autorki na blogu "Pisaninka". Musiałam przekonać się sama...
... i strasznie żałuję! "Życie z drugiej ręki" było dla mnie niezwykle trudną lekturą, choć to może akurat złe określenie, bo treść była prosta i nijaka. Kompletnie nic nie wniosła w moje życie... no może trochę więcej snu, bo choć to niewielka objętościowo książka, to prawie za każdym razem gdy zaczynałam czytać zasypiałam. Od momentu gdy przeczytałam wreszcie ostatnią stronę (a było to kilka dni temu) zastanawiam się po co ona właściwie powstała. Lubię gdy książka, nawet o sprawach codziennych, zmusza do refleksji nad własnym życiem, pokazuje świat z nieco innej perspektywy, daje kopa do działania czy zwyczajnie stanowi nadzieję na lepsze jutro. Tutaj nie ma nic. Bohaterka jest marudna, nieprzyjemna, apatyczna, ciągle narzeka, a przy tym czuje się nierozumiana i niedoceniana. Nie widzi swoich ewidentnych wad. Jest toksyczna, męcząca i ciągle niezadowolona. Gdy opowiadała o powodach swoich frustracji nie mogłam się z nią zgodzić, ja wszystko widziałam zupełnie inaczej. Ten Mąż wykazywał się wielkim zrozumieniem i... miłością, skoro wytrzymał z taką zołzą!
Autorka na końcu książki pisze, że wszystkie zdarzenia są fikcją i czytelnicy nie powinni upatrywać się w niej podobieństwa do jej prywatnego życia. Hmmm... trudno się tego trzymać, gdy podobieństwo (nawet dla osób, które ledwo "znają" ją z lektury bloga) jest bardzo prawdopodobne. Poza tym pierwszoosobowa narracja sugeruje, że autorka dokładnie wie o czym pisze i dokładnie wczuwa się w losy bohaterki. Swego czasu Anna Grzyb pisała wiele o żalu, który żywi do wydawców, autorów i czytelników swojego bloga. Pisała o tym, że czuje się wykorzystana i oszukana. Anita, bohaterka książki (swoją drogą Ania - Anita, obie mają trójkę dzieci) też jest tą dobrą, życzliwą, zawsze pomocną, a ludzie cięgle wystawiają ją do wiatru, zawodzą i zostawiają na lodzie. Ten Mąż nie rozumie, nie przytula, nie adoruje, ale jak wraca do domu to Anita odlicza dni kiedy wreszcie odjedzie z powrotem, by mieć święty spokój. Ten Mąż nigdy nie pomaga w domu, no chyba, że da mu się wytyczne i dokładnie powie co ma zrobić (serio? taki mąż to skarb!), no tak, ale przecież wszystko robi źle i ma to stale wytykane (wcale się nie dziwię, że sam nie podejmuje inicjatywy, skoro wie, że obojętnie jakby się nie starał to i tak będzie źle, jednak wie, że to nie w porządku, więc jak musi to robi). Mnie się tu coś nie zgadza, a Wam? Postać Anity przypomina mi przypadek osoby z chorobą dwubiegunową. Raz euforia, chęci do działania, świat w kolorach, a po chwili narzekanie, lamentowanie i zniekształcony obraz rzeczywistości (która zadowoliłaby nie jedną osobę). Gdyby tylko Anita zdawała sobie z tego sprawę i autorka "pociągnęłaby" wątek choroby to książka miałaby zupełnie inny wymiar, a tak jest płaska, nudna i strasznie irytująca :(
Zdecydowanie nie polecam! Nie róbcie tego co ja i nie upierajcie się przy tym, że musicie przekonać się sami i wyrobić sobie własną opinię o książce. Totalna strata czasu!
Informacje dodatkowe o Życie z drugiej ręki:
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2015-09-07
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-64312-59-5
Liczba stron: 192
Dodał/a opinię:
magdalenardo
Sprawdzam ceny dla ciebie ...