Fizyka na mecie

Autor: MaryHa
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- To Betoniak - stąd niedaleko do Seby - ucieszyła się - ziornę, co słychać u chłopaków.

Była już całkiem niedaleko, gdy nagle wyjrzała na nią wielka pokusa z gościnnie otwartych podwoi sklepu monopolowego.

- Się kurna napiję po tych cyrkach - zadecydowała Basia Sobas i już kusząco się uśmiechała i prawiła komplementy pani siedzącej za ladą.

Niezwykle zdziwiona, wręcz zszokowana pracownica sklepu monopolowego podała uhahanej Basi Sobas dwie mocne Tatry i z odrazą odrzuciła propozycję ich wspólnej konsumpcji.

Już pod sklepem, przy wielkiej, ruchliwej ulicy Spokojnej, Basia Sobas zakosztowała rozkoszy chmielowego napoju - wytchnienia skacowanych i oazy spragnionych. Dziwili się przechodnie widząc zakręconą, młodą laskę, stojącą pod sklepem i spokojnie popijającą z butelki Taterkę. W drugiej ręce miała rzecz jasna papierosa i reklamówkę z drugim browkiem. Od czasu do czasu spluwała soczyście na ukwiecony ptasimi łajnami bruk. I już jakby jej 10 kg ubyło, już zniknęło upierdliwe łupanie w skroniach, mdłości, zawroty głowy, suszyć znienacka przestało. Lżej było Basi Sobas iść dalej w południową stronę, wprost do Seby mieszkającego na trzecim piętrze w śmierdzącej kotami kamienicy.

 

Weszła jak zwykle bez pukania. Najpierw poczuła woń znajomą, miłe wyzwalającą wibracje. Potem ujrzała swojego kolegę Sebę, w samym podkoszulku i w nieco sfatygowanych bokserkach. Siedział on przy kuchennym stole, na którym wrzała trzecia wojna światowa... Czegóż tam nie było? Flaszki postjabolowe, niektóre nadwerężone, poprzypalane, z pękniętymi z tej boleści sercami. Puszki pogniecione, powleczone patyną popiołu, puste opakowania, niegdyś kryjące w swej przepaścistości różnych (tanich) marek szlugasy. I te niedopałki przetykające na wylot wiekową ceratę, zarówno te duże, ładne, apetycznie przygaszone, które kusiły leżąc między rozsypanymi zapałkami, jak i te zupełnie krótkie, do ostatniego tchnienia wyduszone, w ażur tej namiastki obrusu wetknięte.

- Kopsnij szluga, Seba - wymruczała Basia Sobas – Jezuu znowu jarasz, daj też se popalę - to mówiąc wzięła z ręki zaskoczonego nieco, aczkolwiek nieziemsko zjaranego Sebastiana, ozdobioną trójkolorem fajeczkę i z wielką wprawą ściągnęła soczystego bucha. Sebastian najpierw potulnie podał jej zapalniczkę,

by jeszcze mogła wyciągnąć co nie co, potem dopiero przemówił:

- A skąd tu się wzięłaś? - zapytał i utkwił w Basi Sobas smętno - ironiczne spojrzenie.

- Jak to kurna skąd? Co ty chopie za dużo jarasz! - zbulwersowała się Basia Sobas i sięgnęła po przezroczystą jednorazówkę, w której spoczywała druga

Taterka. Miłe psyknięcie przerwało pełną zaskoczenia ciszę. Z niekłamaną rozkoszą Basia Sobas pociągnęła sporego łyka z przyjemnie musującej butelki.

- Chcesz trochę? - zatroskała się po tej pełnej egoizmu chwili rozkoszy. Sebastian zstąpił statecznie z krzesła i podszedł do niewielkiej, przerażająco

brudnej lodówki. Otworzył klejące się drzwiczki i ukazał Basi Sobas prawie puste czeluści. Wydobył lipowo - miodowy skarb, położył go z namaszczeniem na stole i rozlał do dwóch prawie czystych szklanek.

- Ja się kurna przez ten syf wykończę - westchnęła Basia Sobas pykając raz jeszcze sporą chmurę z fajeczki i odruchowo pociągając hojnie polany

złocisty nektar.

- Pojęcia nie mam co się kurna podziało! Rano się budzę, a tu mi jakieś dwie marudzą, patrzę się w lustro, a tam ja pierdolę! I kwadrat jakiś nie ten... Chyba ktoś mi jakiegoś kwasa wrzucił!

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
MaryHa
Użytkownik - MaryHa

O sobie samym: "Brejkam wszystkie rule"
Ostatnio widziany: 2013-06-20 11:15:27