Opowieści z Hellsound: Noc w gotyckim zamku.2

Autor: Ann_Die
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Wracaj do siebie, przeziębisz się. - powiedział w końcu.

- Nie pójdę. Jesteś chory, potrzebujesz pomocy.

- Dam sobie radę. - uśmiechnął się.

„Na Boga, czy on naprawdę jest taki naiwny?" pomyślała czując dziwne ukłucie w sercu. Za rogiem stała Phoebe, zapewne rozbawiona do granic możliwości. Shelia nie chciała, by się śmiała.

Ścisnął jej dłoń i naprężył się w jakimś ataku. Siedziała wpatrując się w niego zafascynowana: zacisnął zęby z bólu, lecz nie wydał nawet cichego jęku! Chłopców, których znała wystarczyło mocniej dotknąć, by wpadli w histerię. Teraz dopiero zdała sobie sprawę, że nie czuje palców, zamkniętych jak w stalowych kleszczach. Przecież każde z jego ścięgien było sztywno napięte! Jaki to musiał być ból!

Spróbowała wolną dłonią lekko rozmasować mu kark. Mięśnie jakby rozluźniły się trochę. Po chwili skurcz całkiem przeszedł i tylko ciężki oddech i pot Ngetala świadczyły, że działo się coś nienormalnego.

- Wstań, Ngetal. To nie jest miejsce dla ciebie. Zamieszkasz w moim pokoju.

Pomogła mu wstać. Oparł się ciężko na jej ramieniu. Był wyczerpany gorączką. Pomogła mu dojść aż do swojego łóżka (nie spotykając po drodze Phoebe).

Było tu dużo cieplej niż na wieży. W kominku cicho trzaskał ogień, od śnieżycy na dworze oddzielała ich gruba szyba, ale dodatkowo jeszcze poza kołdrą, przykryła go kocem. Zegar cykał cicho.

- Spałaś z Winstonem. - wymamrotał na pół trzeźwo, przykładając policzek do poduszki.

Czyżby miał aż tak wyostrzone zmysły? To niesamowite!

Usiadła u brzegu łóżka, głaszcząc go po policzku. Nawet takiej gadzinie jak ta, podczas choroby należy się trochę czułości. Shelia nie wiedziała, co właśnie działo się w głowie Ngetala. Pewnie gdyby to odkryła, jeszcze bardziej przejęłaby się „gadziną".

Długi, pozbawiony okien korytarz ciągnął się już tak długo, że Ngetal zaczął się niecierpliwić. Wilgoć z powietrza oblepiła mu skórę.Oczy bolały od wpatrywania się w ciemność.

Nagle pochwyciły go czyjeś ręce, boleśnie wbijając palce w ciało. Choć nie widział twarzy wiedział, że to jego przyrodni bracia. Bolało tak jak wtedy w dzieciństwie, gdy razem z dzieciakami służby przywiązali go cienką żyłką do konara pochylonego nad jeziorem. Lecz teraz bał się bardziej - w końcu wtedy jedynym zagrożeniem była szalejąca wokół burza.

Kajdany, którymi przykuli go do ściany były wyściełane kolcami. Żelazne igiełki wbiły się w miękką skórę na nadgarstkach. Siostra śmiała się paskudnie rzucając płonącą pochodnię na pokrytą słomą posadzkę. Ngetal zauważył, że wokół niego półokrąg szarych kamieni był pozamiatany. Sam nie wiedział, czy powinien się z tego powodu cieszyć, czy raczej żałować, że nie spłonie w gorących płomieniach. Ciche syki przekonały go, że jednak to drugie.

Okrucieństwo nie zna granic. Wpuścili jadowite węże, które przerażone żarem uciekły do miejsca bezpiecznego od ognia. Ich niezwykłe pobudzenie nie wróżyło nic dobrego.

Po kamiennych ścianach zaczęła spływać krew. Pomarańczowe płomienie odbijały się w jej strumykach jak w lustrzanej tafli. Daleko usłyszał krzyk. Cały się napiął. Chciałby móc zerwać kajdany i biec Shelii na pomoc. Lecz na razie to on bardziej potrzebował ratunku. Węże zauważywszy ruch zaatakowały. Jad lodowatą strugą płynął w jego żyłach...

Otworzył oczy. Shelia pogłaskała go po skroni. Widząc ją bezpieczną, chwycił jej dłoń i zapadł w trochę spokojniejszy sen.

4.    Poe w śniegu.

Ngetal odwrócił się na drugi bok, powoli szykując się do przebudzenia. Gorączka rozluźniła swe piekące łańcuchy. Po raz pierwszy od wielu dni w miarę spokojnie przespał całą noc. Niezawodnie pomogło mu leżenie w cieple.

Powoli przeciągnął się i uniósł powieki.

Dawno minął ranek, a może nawet zbliżało się południe. W nocy ustała śnieżyca i teraz na błękitnym niebie panowało zimne, zimowe słońce. Spoglądając przez okno na zamkowe podwórze dostrzegł maleńką ciemną kropkę w morzu bezkresnej bieli. Na nagie ramiona zarzucił kurtkę i wybiegł. U stóp schodów spotkał Winstona, ale nie zdążył nawet usłyszeć, co on powiedział. Chwilę potem pędem przecinał już dziedziniec.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Ann_Die
Użytkownik - Ann_Die

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2011-04-04 07:38:28