Bo miłość nie jest taka prosta. Przeszłość zawsze wraca. Tom 2, część 5.
-Wiem, Marco postanowił kilka dobrych minut temu odstawić ci go pod blok.
-Marco?- Przeklął sobie pod nosem.
-Przepraszam Mike, ale muszę wracać do domu, Filipa nie ma. Szymon został sam.- Pospiesznie dodał:
-Okej, nie ma sprawy.
-Chyba, że wejdziesz na chwile?- Spytała.
-Nie, nie dzięki. Pozdrów Filipa.
-Dobrze, przekażę.- Ruszył w stronę mieszkania. Strach go przechodził, kiedy myślał o Marco w jego samochodzie. Ale przynajmniej dzięki temu szedł tak szybko, że ani się spostrzegł a już był pod kamienicą. Samochód stał, cały i zdrowy. Wszedł, więc na klatkę. Wchodząc do mieszkania, doznał szoku.
-Marco?
-No na reszcie jesteś!- Powitał go kolega.
-Co ty tu robisz?- Zapytał.
-Twoja lokatorka mnie wpuściła. Swoją drogą niezła kocica, lubię takie.- Powiedział Marco przeciągając specyficznie zdanie, jak to nie raz miał w zwyczaju.
-A jakich ty nie lubisz?- Zgasił go Mike choć ten w ogóle się tym nie przejął.
-Trochę warkliwa, niedostępna, ale to mnie kręci.
-Uważaj, bo ona trenuje boks.- Wtedy weszła Debora.
-Jesteś w końcu, to jednak się znacie. Zaczynałam mieć wątpliwości.
-Mówiłem maleńka, a ty mi nie wierzyłaś!- Jednak puściła to mimo uszu i wróciła do pokoju.
-Dobra, ja będę uciekał.- Nachylił się ku Mikeowi i szeptem dodał:
-Gdyby pytała o mnie czy coś, to daj jej mój telefon. Grała cały czas niedostępną, ale ja się znam na tych sprawach.
-Dobra, dobra.- Po kilku zdaniach udało mu się spławić Marco. Poszedł do kuchni i wyciągnął piwo. Nie zamierzał nigdzie się wybierać, więc mógł sobie pozwolić. Debora słysząc otwierane piwo, weszła do kuchni.
-Suszy po wczorajszym?- Zaczęła się podśmiewywać.
-Już dochodzę do siebie.
-Słaby zawodnik z ciebie!
-Miałem gorszy dzień. A i dzięki za koc, nie mogłem już dojść do pokoju i tak wyszło jakoś...
-Nie trzeba, jak zobaczyłam jak marnie wyglądałeś wzbudziłeś we mnie resztkę wrażliwości.- Zmienił temat.
-Byłem w sierocińcu. Angelika pytała o ciebie.
-Co?- Spytała krótko.
-Jak się miewasz i takie tam. Wpadłabyś czasem do niej.
-Przecież wpadam do dzieciaków na zajęcia.
-Ale ja mówię o Angelice.- Westchnęła.
-Jakoś niedługo to zrobię.
-Od czasu do czasu szklanka kompotu z Angeliką cię nie otruje.- Rzucił żartobliwie.
-Oczywiście, z jeżyn czy jabłek?
-Z jeżyn.- Uśmiechnęła się lekko do siebie przywracając najwyraźniej jakieś wspomnienia z tym związane. Mike przerwał jej wtrącając:
-Ja się wybieram do Angeliki w najbliższym czasie. Trzeba znów ponaprawiać to i tamto. Będziesz się mogła zabrać ze mną jak będziesz chciała.
-Pomyśle…- Jakby korzystając z okazji, że mogą porozmawiać zaczęła:
-Tak w ogóle to ja juz jestem spakowana. Myślę, że jutro lub pojutrze uda mi się wynieść stąd.
-Już? Tak ci tu źle.
-Nie, ale lepiej, jeśli się wyniosę.- Nie rozumiał co dokładnie miała na myśli. Wiedział jednak, że chciałaby znów być samodzielna i niezależna a jego braterska opiekuńczość nieco ją czasem wkurzała.
***
Tak jak mówiła, tak też się stało. Po paru dniach wyprowadziła się i Mike znów mieszkał sam. Pierwsze dni były dość dziwne a później zaczął się przyzwyczajać. Pomogło mu w tym zajęcie w sierocińcu. Jak naprawił dach i rynnę okazało się, że jest jakiś przeciek w piwnicy i znów miał robotę. Debora też czasem wpadała do sierocińca, ile mogła to mu pomagała przy reparacjach. Sytuacja między nimi nie uległa zmianie. Śmiali się razem jak i z siebie nawzajem, ale też dokuczali sobie i drażnili jak wcześniej. Dokładnie tak samo jak brat i siostra. Pewnego dnia, kiedy siedzieli z Angeliką przy herbacie Mike nagle sobie przypomniał.