Dzień, w którym uciekłem

Autor: majkel30005
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Zdecydowałem się jechać pociągiem. Między miastem G. w którym teraz mieszkałem a miastem E. do którego musiałem dojechać nie był daleko. Samochodem jakieś 40 minut, zaś pociągiem coś koło dwóch godzin. Nie chciałem jechać samochodem. Dawał mi zbyt dużą łatwość ucieczki. W każdej chwili mogłem wsiąść i odjechać. Ewentualnie nie dojechać wcale. Na pociąg trzeba było dotrzeć, kupić bilet, poczekać. Zawsze tworzyło to jakiś ciąg komplikacji, który mógł opóźniać i zniechęcać do odwrotu. Zachodziła więc dość przymuszona konieczność doprowadzenia wszystkich spraw do jakiego takiego rozwiązania, które trzeba przyznać, przybrały korzystną dla mnie formę.

- Dobry wieczór. Mogę jeden do E. na 21:02?

- Na linii prowadzone są roboty, pociąg może dotrzeć z opóźnieniem.

- Super. Dla mnie lepiej.

- Czy chce Pan zakupić bilet w formie elektronicznej? Będzie taniej o pięćdziesiąt groszy.

- Nie - zabrzmiało jak warknięcie ale zaczynałem mieć dość.

- A czy posiada Pan Zniżkową kartę zadowolonego klienta?

- Nie, zaczynam posiadać stan wkurwionego klienta. Potrafi mi Pani sprzedać bilet do E. na 21:02 do chuja, czy kurwa to za trudne dla Pani?

Reszta przebiegła w błogiej ciszy. Z bilet poszedłem na dwór czekać na przyjazd pociągu. Było mroźno. Czas się dłużył. Powoli. niespiesznie.

            Na szczęści skład był podstawiany. Poza mną czekało jeszcze jakieś trzydzieści osób. Ze zmęczonymi, niewyraźnymi twarzami. Wpatrywali się pustymi oczami łapczywie jakby w tej pustce było coś narkotycznego, pociągającego, uzależniającego. Zaczynałem odczuwać lęk. Przed sobą, przed przyszłym, przed tym, co mnie wreszcie spotka. Zacząłem myśleć o Krzyśku, o tym jak go potraktowałem przez telefon, o tym że wiecznie traktuję go z góry. Że niepotrzebnie znowu byłem niemiły. Wiedziałem, że będzie miał problemy ze wszystkim. Zresztą nigdy w niego nie wierzyłem. W siebie zresztą też. Pociąg zahamował. Po plecach przebiegł mnie dreszcz. Zająłem miejsce w pustym przedziale i choć byłem niewierzący, w jakiś pokraczny sposób modliłem się o brak towarzystwa. Obecność ludzi mnie krępowała, konieczność wymuszonej rozmowy mnie wręcz przerażała. Położyłem głowę częściowo na oparciu, częściowo opierałem się o ścianę przy oknie. Zakryłem się kurtką i czekałem.

- Można dosiąść się?

- Sorry? I speak only English - udawałem przed parą emerytów Anglika, ale machnąłem ręką żeby usiedli i sztucznie się uśmiechnąłem. Byłem zadowolony. Lubię bywać zwykłym chujem.

Pociąg ruszył. Koła stukały miarowo. Małżeństwo obok mnie podróżowało w ciszy.

 

*****

 

            Ocknąłem się. Było mi zimno. Para emerytów milczała dalej. Za oknem przesuwał się krajobraz, który widywałem wielokrotnie. Z ciągnącego się pasa zieleni zaczął wyrastać E. Trzeba było zacząć się zbierać. Nałożyłem płaszcz. Stan gotowości osiągnięty. Było jeszcze zimniej i szarzej niż w G. Odremontowany budynek dworca pomalowany na siwo wzmagał poczucie tkwienia w marazmie. To miasto od jakiegoś czasu wymierało. Pełne było ludzi bez przyszłości, młodych bez większych ambicji, zapuszczonych budynków i krzywych chodników.

Na przeciw dworca, w oddali majaczył zielony szyld restauracji. W środku nie było nikogo pozą obsługą. Było za to ciepło i całkiem przyjemnie. Skromnie ale ze smakiem. Usiadłem pod ścianą, mając podgląd na to, co działo się na zewnątrz. Nie było nikogo. Jak w moim życiu. Szaro i pusto.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
majkel30005
Użytkownik - majkel30005

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2014-08-06 23:46:04