Fallout - Rozdział 1: Świat zewnętrzny, część 1

Autor: AS-R
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Kod nie wszedł i za drugim razem. Blaine instynktownie, mechanicznie wklepał sekwencję po raz trzeci. Poza rozlegającymi się pośród skalistej groty odgłosami typowymi dla pracującej klawiatury komputera, nie dało się słyszeć niczego (nie licząc oczywiście gromadzących się w ciemności potworów). Blaine desperacko liczył na stękające pojękiwania uruchamianego mechanizmu grodzi Krypty 13. Jednak sekwencja aktywacyjna i za czwartym, piątym i szóstym razem nie doprowadziła do niczego, poza narastającym rozczarowaniem.

            Cholerny komputer musiał się zepsuć, pomyślał Blaine konstruując po raz pierwszy od dłuższej chwili świadomą myśl. Zepsuł się, albo… albo został wyłączony celowo…

            Jak gdyby dla potwierdzenia jego podejrzeń, wzrok automatycznie i odruchowo skierował się w stronę rozkładających zwłok Eda.

            Blaine osunął się tracąc grunt pod nogami. Znajdująca się za jego plecami flara wciąż skwierczała, jednak generowana przez nią łuna pomarańczowego światła zatraciła już wszelkie swoje aspekty jasności. Co więcej, tliła się teraz tętniczą czerwienią. Oznaczało to, iż lada moment światło zniknie, a na jego miejscu pojawi się coś równie czerwonego w ilości wręcz niepoliczalnej.

            Blaine był załamany. Chociaż załamany to mało powiedziane. Pamiętał jak w wieku dziewięciu lat nie zdał egzaminu z historii Wielkiej Wojny. Wydawało mu się wtedy, że cały jego świat legł w gruzach. Był poważnie załamany. Wtedy można było powiedzieć, że był, bo w konfrontacji z tym, czego doświadczał teraz, jego porażka sprzed dziewiętnastu lat wydała mu się równie poważna i istotna, co narastająca czapa lodowa na biegunach Marsa.

            Jeżeli już jesteśmy przy narastaniu, to niezłomne spojrzenie Blaine’a Kelly wciąż spoczywało na szkielecie Eda – technika-konserwatora - z którego nie pozostało już zbyt wiele. Jednak to, co wciąż tu było, sprawiło, iż w Blaine’nie narosło coś jeszcze. I bynajmniej nie było to uczucie ulgi bądź jakieś bliżej nieokreślone deus ex machina.

            Kości palców, stopy, piszczele, uda, miednica, żebra, obojczyki, kości przedramion, ramion i dłonie z knykciami, kręgi szyjne i na końcu czaszka, wszystko to, co niegdyś składało się na Eda, nosiło na sobie ślady głębokich, mechanicznych bruzd. Zupełnie jakby coś dużego, złośliwego i wiecznie głodnego rzuciło się na niego zadając precyzyjne rany za pomocą ostrych jak żyletki szponów.

            - Boże… - jęknął Blaine i zapragnął zamknąć oczy. Wiedział jednak, że nie jest do tego zdolny. Bał się tak bardzo, że nie był nawet w stanie odciąć dopływu kolejnych obrazów do swojej świadomości.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
AS-R
Użytkownik - AS-R

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-02-27 21:39:56