Niespodzianka (Malarz 12)

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

ając się barierki i przeskakując po kilka stopni. Jak oszalały wybiegł przed budynek w tłum ludzi na ulicy. Zaczął się rozglądać. Nie było jej nigdzie, a on nawet nie wiedział gdzie jej szukać. Chodził dookoła, kręcił się, wypatrywał i zobaczył w oddali nosidełko wkładane do taksówki i kobietę w niej znikającą. Puścił się biegiem w jej stronę i nagle poczuł mocne uderzenie z boku, jego głowa zderzyła się z asfaltem, przeszywający i ogłuszający ból przeszedł na wskroś i pochłonęła go czarna otchłań.
                Kiedy otworzył oczy przez mgłę zobaczył nad sobą sufit sali szpitalnej, kapiące kroplówki i pikające monitory. Bolała go głowa. Reszty ciała nie czuł zupełnie.
 - Kryspin, syneczku – usłyszał obok głos matki, a potem jej płacz i rozgardiasz głosów. Chciał przekręcić głowę w jej stronę, ale nie był w stanie. Zaraz potem zjawił się obok lekarz.
 - Słyszy mnie pan? – spytał, a on próbował złożyć usta do odpowiedzi, ale nie udawało mu się to. Usłyszał za to jakiś niezrozumiały, zachrypnięty jęk, czy stęknięcie, które brzmiało zupełnie obco. Czy to mógł być jego głos?. Spróbował jeszcze raz. Czuł że porusza wargami, ale z jego krtani wydobyło się tylko coś na wzór chrząknięcia,, czy chrapania. Łzy napłynęły mu do oczu.
 - Jeżeli mnie pan rozumie proszę mrugnąć oczyma. – mówił dalej lekarz i Kryspin mrugnął, co uwolniło gorącą kroplę, która wypłynęła spod powieki - Pamięta pan co się stało? – mrugnął znowu.
 - Pamięta pan. Jest pan tutaj od pięciu dni. Ma pan pękniętą czaszkę, duże wstrząśnienie mózgu i obrażenia kręgosłupa. Wykonaliśmy niezbędne zabiegi w celu ratowania pańskiego życia i bardzo mnie cieszy, że pan się obudził. Ryzyko śpiączki było duże. Teraz musimy cierpliwie poczekać.  Na razie nic nie możemy wyrokować. Trudno zbadać pański kręgosłup z powodu obrzęku i licznych krwiaków pourazowych. Nie możemy określić czy połączenia nerwowe zostały uszkodzone. To się okaże jak zejdzie opuchlizna. Musimy uzbroić się w cierpliwość.
 Kryspinowi łza pociekła po policzku. To znaczyło, że może być sparaliżowany. Przed oczyma stanęła mu postać Pawła poznanego w polskim szpitalu i dziecka w nosidełku, które wyniosła z jego mieszkania Dominika. To miało znaczyć, że jego syn, albo córka nigdy go nie poznają? To by znaczyło, że stracił wszelką szansę na to, żeby z nimi być, kochać, wychowywać? To by znaczyło, że już nie powie im nigdy jak bardzo ich kocha, jak pragnie być z nimi i tylko z nimi. Lekarz wykonał jeszcze kilka badań z dociekliwością sprawdzając, czy pacjent zareaguje na jakiekolwiek bodźce. Wydał jakieś dyspozycje pielęgniarce, po czym dotknął ramienia Kryspina.
 - Nic nie jest przesądzone. Proszę być dobrej myśli. –  uśmiechnął się życzliwie i wyszedł.
 - Kryspinku – znów usłyszał głos matki. Chyba trzymała go za rękę, ale nie czuł tego – Syneczku będzie dobrze. Zobaczysz. O ojca tak się baliśmy, a jest coraz lepiej. Z tobą też będzie dobrze. Będę się modlić. Cały czas się modlę. Bóg nie może nas nie wysłuchać – płakała całując jego rękę, ale nie czuł tego, a z jego ust wydobył się cichy jęk.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39