Opowieści podróżnika. Śmierć z powietrza.

Autor: Slugalegionu
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- To bardzo dobry pomysł. - Powiedział drugi osiłek.

- To debilny pomysł, mam iść na latającą, dwutonową kupę mięcha z mieczem?! - W głębi duszy znałem odpowiedź.

- Masz rację, to byłoby samobójstwo. - Zamilkł na chwilę, po czym rzucił mi swoją kuszę. - To ci się przyda. Jeśli zabijesz, albo chociaż przepędzisz tego gryfa, puścimy cię wolno.

- Jak hojnie. - Powiedziałem z ironią.

- Ten gryf zabił mi w ciągu miesiąca trzydziestu siedmiu ludzi, jeśli ktoś jest w stanie się go pozbyć to jestem w stanie nawet go nie obrobić, zbyt bardzo.

- Zbyt bardzo?

- Nie narzekaj. - Odpowiedział podenerwowany.

 

Ważyłem w dłoni jego kuszę. Było to dość prymitywne i stare urządzenie, nawet za czasów swojej nowości nie nadawało się do polowań na gryfy, ale alternatywą była śmierć. Zastanawiały mnie ich słowa, trzydziestu siedmiu ludzi w ciągu miesiąca? Na oko przeciętny facet w tych... Zielonych Płaszczach czy jak im tam, ważył sześćdziesiąt kilo bez pancerza. Daje nam to około siedemdziesiąt cztery kilogramy mięsa na dzień, a gryfy jedzą tylko dziesięć kilo pokarmu dziennie. W dodatku większość ich pożywienia to rośliny. Może poluje dla całej rodziny? Tyle że gryfia rodzinka to najczęściej mama tatuś i trójka dzieci, to dalej za dużo jedzenia. A te ptaszyska rzadko atakują z innego powodu niż polowanie.

 

- To jak, wchodzisz w to? - Zapytał się zniecierpliwiony Farid.

- Wchodzę. - Podaliśmy sobie dłonie. Czułem że to będzie ostatni uścisk dłoni w moim życiu.

 

Pół godziny później.

 

Okazało się że ci bandyci to w większości dezerterzy. Nieliczne wyjątki i tak dostawały szkolenie wojskowe od bardziej doświadczonych członków. Trzeba przyznać, nie należy oceniać książki po okładce. Próbowali mnie nawet śledzić ale nie wychodziło im to najlepiej. Chociaż może robili to celowo, żebym nie czuł się zbyt bezpiecznie? Drugą ważną informacją był fakt, że rana Bradena była na tyle mała, że po odkażeniu jej był zdolny do jazdy. To dobrze, gdyż mój plan wymagał konia. Najpierw musiałem znaleźć gniazdo naszego ptaszka, z tego co mówił mi jeden z ocalałych, powinno ono być jakieś sto metrów na północny zachód stąd. Kiedy już je znajdę, ukryję się w krzakach i poczekam aż zaśnie, żeby dopaść go z zaskoczenia. Na szczęście nie musiałem tuszować zapachu, gryfy praktycznie nie posiadają zmysłu węchu. Za to mają doskonały wzrok. Co mogło pójść nie tak? Na sam koniec należało tylko wrócić z jakimś dowodem. Punkt pierwszy okazał się wyjątkowo łatwy do zrealizowania, smród zgnilizny naprowadził mnie na małą polanę z wielkim, samotnym, martwym drzewem na środku. Pomiędzy gałęziami widać było potężne gniazdo gryfa. Wyglądało jak normalne ptasie gniazdo, tylko było jakieś sto razy większe. Gospodarza, na szczęście nie było, więc wspiąłem się szybko po gałęziach chcąc zobaczyć z jakim konkretnie osobnikiem miałem do czynienia. Nie byłem w tym zbyt dobry, ale obecność jaj wskazywała na samicę. Samiec porzuciłby gniazdo. Grube, twarde i śliskie pióra, pozbawione charakterystycznego blasku. Pospolity gryf buroskrzydły, na szczęście stosunkowo mało groźna odmiana. Wiek piór można było ocenić na dwanaście lat, gryfom nie rosną nowe pióra, więc właścicielka była w podobnym wieku. Resztę zawartości gniazda stanowiły ludzkie szczątki, w większości napoczęte, ale nie dojedzone. Wybrzydzający gryf? To była rzadkość, ale przy tej ilości pożywienia nie było to nic dziwnego. Tyle umiałem ustalić, nie były to najbardziej użyteczne informacje, ale musiały wystarczyć. Zeskoczyłem z drzewa i zawołałem szpiegujących mnie bandytów. Jakiś wysoki facet o posturze zawodowego zapaśnika wstał. Nie był zbyt zaskoczony tym, że ich zauważyłem.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Slugalegionu
Użytkownik - Slugalegionu

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-07-11 22:04:27