TU NAS NIE DOSIĘGNIE

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Cieszył się, że są dzikusami lubiącymi biwakować nawet po sezonie, kiedy nie jest już tak ciepło. Sam uprawiał bushcraft, nawet zimą w minusowych temperaturach.

Dzięki szybkiej reakcji udało im się uciec z miasta jako jednym z pierwszych i dostać tutaj bocznymi drogami. W międzyczasie w radiu potwierdzili, że to nie był fałszywy alarm ani przesada.

 


Mrok zgęstniał porządnie. Przemek wyobraził sobie ludzi stojących teraz w gigantycznych korkach. Może właśnie porzucali swoje samochody i uciekali piechotą.

Daleko od strony wody dobiegł huk.

– Ale pieprzło.

Z namiotu wygramoliła się Marta z małą. Rozglądały się nerwowo w poszukiwaniu Przemka. Dostrzegły jego sylwetkę nad brzegiem.

– Co to było, tatusiu?

W pierwszym momencie chciał skłamać, żeby chronić świadomość dziecka, ale poczuł, że powinien być uczciwy.

– Wojna, Pchełko. – Starał się brzmieć spokojnie.

Stanęli w trójkę na granicy lasu i plaży, kiedy walnęło znowu. Odruchowo zbliżyli się do siebie. Przemek objął dziewczyny i poczuł niewielką ulgę.

– Spokojnie, moje ukochane – powiedział.

– Jak dobrze, że jesteśmy daleko od tego – powiedziała Marta.

– Co to wojna, tatusiu?

Zaczęło się bombardowanie. Jeden huk za drugim. Co jakiś czas niebo daleko za horyzontem rozświetlała łuna światła. To było dużo głośniejsze i o wiele bardziej złowrogie od fajerwerków. Przemek objął dziewczyny mocniej.

– Tak, tu nas nie dosięgnie – powiedział. – W co oni tam walą? – zapytał siebie.

– To jest wojna, tatusiu?

– Tak, ludzie walczą z innymi ludźmi.

– Dlaczego?

– Dobre pytanie. Bo są źli. My nie będziemy walczyć z nikim, będziemy pomagać.

– Ludzie powinni sobie pomagać – powiedziała dziewczynka. – Gdyby każdy pomagał, to nie byłoby wojny, tylko miło.

– Dokładnie tak, kochanie. – Marta przytuliła mocniej córeczkę.

– Byłoby wspaniale gdyby każdy myślał tak jak ty, Pchełko – powiedział Przemek.

Usłyszeli głośny huk, aż cała trójka przykucnęła. Właśnie przeleciało nad nimi kilka odrzutowców, niemal niewidocznych w ciemności, nie miały żadnych świateł.

– Idźcie do namiotu, dziewczynki. Mam nadzieję, że nas nie widzieli.

Cieszył się, że w pierwszej kolejności zamaskował samochód.

– Chyba że widzieli – powiedział do siebie. Pomyślał o termowizji, wtedy ciepło paleniska i ich ciała były widoczne jak na dłoni. – Jesteśmy nieistotni. – Miał nadzieję.

Marta z Olą schowały się w namiocie, a on usiadł na kłodzie i czuwał. Zapadła cisza. Wsłuchiwał się w nią i czekał, jakby coś miało z niej wyskoczyć.

Nad ranem położył się spać.

 


Pierwsza jak zwykle wstała Ola i obudziła rodziców.

– Mamusiu, siku.

– Tutaj niech zrobi – powiedział Przemek, nie otwierając oczu.

Specjalnie na tę okoliczność z dużej butli po wodzie zrobił nocnik. Sikanie rano na chłodzie nie było zdrowe.

– Wyjdę z nią. – Marta zaczęła się podnosić.

– Nie wychodźcie na to zimno.

Żona lubiła stawiać na swoim. I brzydziło ją sikanie w namiocie, szczególnie, kiedy on to robił.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-01-19 08:57:23