Zakochani w muzyce 4
- Nie, jasne, że nie.- powiedziałam po chwili.
- Matko, kobieto przerażasz mnie. Ja tu umieram na zawał serca, a ty sobie spokojnie stoisz, jak gdyby nigdy nic.- powiedział próbując złapać oddech podpierając się jedną ręką o drzwi.- To nie jest zabawne.- powiedział urażony.- Nie drwij z moich uczuć.
Przewróciłam oczami.
- Nie śmieję się z ciebie, matołku. Tylko z tej sytuacji. Wiesz, że szaleję na twoim punkcie.
Westchnął.
- Lexie, nigdy więcej tak nie rób.
- Oh, nawet gdy będę chciała z tobą zerwać?- droczyłam się.
Pobladł. Z mojej twarzy zszedł uśmiech.
- Żartowałam.- powiedziałam poważnie.
- Lexie. Nie. Rób. Mi. Tego. Więcej. Okej?
Kiwnęłam głową.
- Przepraszam, że przeze mnie o mało nie zszedłeś na zawał.
Przytulił mnie. Mocno.
- Nie ucieknę. Nie musisz mnie tak mocno trzymać.- mruknęłam.
- Tak bardzo się tego boję.- wyznał.
- Że ucieknę?- roześmiałam się.- Nie ma takiej opcji. Za mocno mnie trzymasz.
Spiorunował mnie wzrokiem.
- Wiesz o czym mówię.
Przyglądałam mu się bezradnie.
- Naprawdę się nie domyślasz?- zapytał.
Zastanowiłam się przez chwilę.
- Ale, że niby o co chodzi?- zapytałam całkiem poważnie.
Westchnął zrezygnowany.
- Czasem naprawdę mnie dobijasz.
Skrzywiłam się.
- Kocham cię, Lexie.- wyznał.
O matko. To ostatnie czego się spodziewałam.
- Lexie?- zapytał z drżącym głosem. A po chwili przeklął.- Za wcześnie, prawda? Nie przestraszyłem cię? Błagam powiedz, że nie.- jęknął zrozpaczony.- Możemy o tym zapomnieć?- błagał.
- Joe ja...
Westchnął.
- Tak wiem, nie czujesz tego samego.
- Ja nie...
Kiwnął głową zrozpaczony.
- Za wcześnie z tym wypaliłem. Nie oczekuję, że zaraz wyznasz mi, że też mnie kochasz, ale lepiej, żebyś wiedziała. No chyba.- skrzywił się.
Milczałam.
- Nic nie powiesz?
- Próbowałam, ale mi nie dajesz.- mruknęłam.
- No to teraz cię słucham.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Joe, znamy się właściwie nie tak bardzo długo, jednak od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłam wiedziałam, że mogłabym stracić dla ciebie głowę, a kiedy odkryłeś, kim jestem wiedziałam, że jestem stracona, bo jesteś jedyną znaną mi osobą, której nie przeraża ta cała sława i jest w stanie zaakceptować to wszystko, co się dzieje wokół nas i teraz w tej chwili mam wrażenie, jakbym była w tobie zakochana od zawsze.- wyznałam.- Kiedy jestem z tobą i śpiewamy mam wrażenie, że jestem tą samą Phoenix, co na początku, kiedy robiłam to, co kocham i robiłam to z pasją.
Zobaczyłam w jego oczach radość.
- Naprawdę?- zapytał uszczęśliwiony.
- Tak.- wyznałam.
A wtedy zobaczyliśmy błysk flesza. Paparazzi pojawił się właściwie znikąd. Miałam wrażenie, że ta dziewczyna maczała w tym palce. Byłam wkurzona. Czy naprawdę nikt nie ma nic lepszego do roboty niż mieszanie naszego życia z błotem? Przełknęłam przerażona ślinę. W ręku tego człowieka zauważyłam dyktafon. Nagrał moje wyznanie. Wszyscy się dowiedzą, że jestem Phoenix. Joe dostrzegł moje przerażenie. Jednak nie zdążył nic zrobić, bo paparazzi zwiał jak ostatni tchórz. Westchnęłam w duchu. Po mnie. Mogę zapomnieć o normalnym życiu. Nie myliłam się. Zaledwie pare godzin później moje zdjęcia i moje wyznanie znalazło się na nagłówkach praktycznie wszystkich gazet. Zadzwonił mój telefon. Isabelle.
- Błagam, powiedz, że to mi się śni.- powiedziała zmartwiona.
- Chciałabym.- wyznałam.
Carmen musiała być u Izzy, bo usłyszałam jej głos.
- Spokojnie, kochana coś wymyślimy.
Nie byłam tego tak pewna, jak one.
- Jak się trzymasz?- zapytała Izzy
- Nic mi nie będzie. Wiedziałam, że kiedyś ten dzień nadejdzie, nie wiedziałam tylko, że to stanie się tak szybko.