Historia ta powstawała bardzo powoli. Pisarz wiele razy rozmawiał na ten temat ze swym ojcem. Odwiedził także Japonię i tam spotkał się osobiście z wieloma byłymi strażnikami obozu jenieckiego. Flanagan ukończył powieść dopiero po 12 latach. Pogarszający się stan zdrowia jego ojca zmobilizował autora do szybszej finalizacji powieści. W tej nagrodzonej Bookerem powieści twórca wspomina jednocześnie o okrucieństwie wojny, ulotności życia i niespełnionym uczuciu. Wypada także wspomnieć, że tytuł tej książki nawiązuje do dzieła Bashō Matsuo. Historia została zainspirowana losami ojca autora, który był jeńcem wojennym podczas II wojny światowej i pod przymusem brał udział w budowie kolei śmierci.
Pisarz skupił się tu na ukazaniu losów poszczególnych bohaterów, ich moralnych dylematów. Dużo miejsca poświęcił postawie głównej postaci, która jest jakby ogniwem łączącym ofiary i ich ciemiężycieli. Ten smutny obraz z przeszłości trochę rozświetla wspomniana tu miłość do literatury i wątek romantyczny. To pewnie do tego ostatniego nawiązuje polska okładka. Momentami, podczas lektury, wydawało mi się, że autor użył zbyt kwiecistego języka i za dużo metafor. Jego styl można nazwać nawet trochę wydumanym. Brak tu równowagi pomiędzy poruszaną tematyką i sposobem przekazu. Niestety podszedł do tego tematu zupełnie inaczej niż twórca Mostu na Rzece Kwai. Flanagan jednocześnie wiąże i rozłącza. Nie ma tu symetrii. Dodatkowo narrator często skacze w czasie, zmienia perspektywę i lokalizacje. Historia składa się jakby z odcinków, które nie zawsze łączą się w całość.
Główna postać - Dorrigo Evans - to człowiek pełen sprzeczności: jednocześnie chroni współwięźniów i walczy z własnymi demonami. Pozostali bohaterowie są niejednoznacznie moralni. Niekiedy wydaje się nawet, że oprawcy są jednocześnie ofiarami kultu bohatera i codziennej brutalności, świadomie tłamszonej empatii. Z kart książki powoli wyłania się portret stopniowego przełamywania ducha jeńców. Opisy warunków bytowych więźniów i okrucieństwa strażników są tu bardzo szczegółowe. Momentami może to przypominać nawet katalogowanie. Jednak wydaje się, że za ich pomocą Flanagan próbował uchwycić prawdę o świecie, w którym przemoc jest wieczna. Nie przesadzę, gdy napiszę że ta lektura to obraz złego oblicza człowieka. Momentami nagromadzona przemoc wręcz odpycha.
Nie można powiedzieć, że czyta się tę historię przyjemnie. Powieść jest w przeważającej mierze bardzo ponura. Ukazuje nienawiść, uprzedzenia, śmierć. Chociaż można tu odnaleźć fragmenty przypominające prozę Ernesta Hemingwaya, są tu też treści od tego poziomu mocno odstające. Niekiedy ma się wrażenie, że Flanagan pisząc miał halucynacje. Należałoby się zastanowić czy ukazywanie tych wszystkich wątków było konieczne. Wydaje się, że autor miał problem z podjęciem decyzji jak tę historię zakończyć. Wplecione w tekst haiku raczej lektury nie ułatwia. Ponadto mizoginizm, jakim twórca kierował się pisząc "Ścieżki północy" może zepsuć odbiór tego utworu niejednemu czytelnikowi...
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2015-10-08
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 480
Dodał/a opinię:
Agnieszka Chmielewska-Mulka
,,Dobry pisarz musi mieć brudne ręce..." W swojej najnowszej powieści, zainspirowanej karierą autentycznego oszusta i własnym doświadczeniem z rolą pisarza...
Tasmania - rozległa, tajemnicza kraina. Pewnej nocy 1954 roku osadę Butlers Gorge omiatała śnieżyca, a czarne chmury przesłoniły gwiazdy. Maria Buloh bez...