Ałbenę Grabowską poznałam za sprawą powieści „Coraz mniej olśnień”, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Sięgając po jej najnowszą powieść liczyłam, że emocje, jakich mi dostarczy będą na podobnym poziomie, a tytuł okaże się niezapomniany. Bardzo się pomyliłam.
Okładkowa obietnica przygotowała mnie na lekki kryminał czy subtelny thriller napisany kobiecą ręką. Spodziewałam się dreszczyku emocji, zwrotów akcji, niezapomnianego zakończenia. I prawdę mówiąc po tej lekturze czuję się oszukana, czuję niedosyt. Bo thrillerem czy kryminałem ta powieść na pewno nie jest. I nie o sam gatunek tu chodzi, ale po kolei.
Grabowska rozpoczyna swą powieść mocnym akcentem, sprawiając, że z wielką niecierpliwością pokonujemy kolejne rozdziały, zastanawiając się, co nas czeka i jak rozwinie się fabuła. Niestety im dalej, tym bardziej czułam się zawiedziona. Bo główny wątek zostaje bardzo sponiewierany i zmarginalizowany, na rzecz tematów, które w ogóle mnie nie zainteresowały. Zdawałam sobie sprawę, że akcja zbudowana została wokół młodych bohaterek, nie byłam jednak świadoma, że to problemy młodzieży wysuną się w końcu na pierwszy plan. Gdybym chciała poczytać o miłosnych zawodach, zmianach sympatii, pierwszych razach- to właśnie po książkę tych spraw dotyczącą bym sięgnęła. I to nie jest tak, że nie lubię literatury młodzieżowej. Po prostu wyrosłam już z takiej błahej w moim odczuciu tematyki.
Wątek kryminalny zapowiadał się za to szalenie ciekawie. Oparto go na intrygującym pomyśle i nie jestem pewna, czemu autorka potraktowała go po macoszemu. W dalszej części powieści co prawda zajmuje więcej miejsca, ale i tak, ciężko pogodzić mi się z tym, że został zepchnięty na bok, przegrywając z tematami takimi jak np. utrata dziewictwa. Oczywiście, to są rzeczy ważne i warto o nich mówić, ale czy rzeczywiście to było właściwe dla nich miejsce? Nie mogę tego autorce wybaczyć, bo po tę książkę sięgnęłam z miłości do mocniejszych klimatów i zapoznając się z okładkową zachętą na takie liczyłam. Ten temat miał potencjał, który nie został wykorzystany. Bardzo szkoda.
Nie znaczy to jednak, że doszukałam się w tej powieści jedynie słabych stron. Bardzo podoba mi się, w jaki sposób autorka wykreowała środowisko książkowych postaci. Każda z nich wydawała się interesująca i kojarzyła się z jakimś problemem czy życiowym tematem. Grabowskiej udało się również nadać im świetne pseudonimy, które sprawiły, że postacie te nabrały wyrazu, wywołały większe emocje, bardziej zapadły w pamięć. Uważam, że najsłabszym ogniwem tej powieści jest niestety główna bohaterka, która wywołała we mnie mieszane uczucia. Niektóre z jej decyzji zyskały moją aprobatę i sprawiły, że spojrzałam na nią cieplejszym okiem, ale przez większość czasu bardzo mnie irytowała i nie potrafiłam się do niej przekonać.
Książkę czyta się dobrze ze względu na styl autorki, choć momentami męczyła mnie stylizacja na język młodzieżowy. Duża dawka przemyśleń, pytań i refleksji na rzecz rezygnacji z częstych dialogów niego opóźnia czytanie, ale nie stanowi problemu. Widać, że Grabowska się postarała i przelała swoje myśli na papier w takiej formie, jaką uznała za najlepszą.
„Ostatnia chowa klucz” okazała się zupełnie inna niż się spodziewałam. Nie podoba mi się w jakie tematy autorka uzupełniła wątek kryminalny i w jaki sposób ten właśnie wątek rozwinęła. Ta powieść nie wzbudziła we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji i niestety nie będę jej ciepło wspominać. Nie oznacza to, że planuję zakończyć swoją przygodę z twórczością autorki. Zdecydowanie nie.
Wydawnictwo: Zwierciadło
Data wydania: 2017-09-13
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 300
Dodał/a opinię:
Ewelina Olszewska
Olśniewająca powieść, od której nie sposób się oderwać. Weronika Przybyszewska dorastała w czasach, w których lepiej było się nie...