Marzeniem Igi Chmielewskiej było wydanie własnej książki. Nie spodziewała się, że uda się je spełnić, ale pod koniec 2018 roku niniejsza publikacja wyszła. Książka, która ma przekonać odbiorców, że realizacja planów i pragnień jest w zasięgu ręki, bo skoro autorce udało się wydać ten oto kalendarz, to oni też dadzą radę zrealizować swe cele!
Gdybym była złośliwa, to zauważyłabym, że nie trzeba włożyć dużo wysiłku w wydanie książki, która jest kalendarzem – wszak większość stron to typowe rubryczki dla tego rodzaju wydań. Bardzo brzydki dziennik różni się od zwykłych terminarzy tym, że karty miesięcy i tygodni poprzedza strona lub dwie motywującego, nie pozbawionego ironii komentarza Chmielewskiej, który dotyczy wybranej dziedziny życia, na przykład walentynkowy miesiąc otwiera refleksja autorki na temat związków międzyludzkich i odkrywcza konkluzja, że najważniejszym związkiem każdego z nas jest ten z samym sobą. Takich dopingujących tekstów jest, oczywiście, więcej, a wyłaniający się z nich optymizm i entuzjazm powinny udzielić się czytelnikom, wszak refleksje te są dziełem kobiety sukcesu – udało jej się wydać książkę kalendarz.
Bardzo brzydki dziennik łączy w sobie elementy planera i książek odstresowujących typu Zniszcz ten dziennik, gdyż znajdziemy nim miejsce nie tylko na wszelakie notatki, pozwalające nam wytyczyć cele na ten rok (postanowienia oraz listy książek i filmów do nadrobienia) oraz ogarnąć najbliższy miesiąc czy tydzień, ale też puste strony na brzydkie rysunki i inne przejawy naszego twórczego odreagowywania.
Jeśli jeszcze szukasz niekonwencjonalnego kalendarza na ten rok, a nie potrzebujesz profesjonalnego organizera, książka Chmielewskiej może odpowiedzieć na Twoje potrzeby.
Zerknąłeś tu, żeby dowiedzieć się czym jest to dziwactwo, które właśnie trzymasz w dłoniach? Nie, to nie kalendarz biurkowy. Żaden też z niego...