Krótko, ale treściwie – właśnie tak można powiedzieć o Wzburzeniu Philipa Rotha. Można, choć nie należy. Bo kto mógłby być na tyle bezduszny, by za pomocą frazesów mówić o powieści tak dopracowanej, tak zmyślnej, ukazującej kunszt autora, jego wyczucie i znajomość człowieka? O takich powieściach trzeba dyskutować, trzeba „wałkować je", interpretować i pozwolić, by docierały do każdej komórki w naszym ciele.
Marcus Messner jest synem idealnym – nie pali, nie pije, ciężko pracuje w rodzinnym sklepie, a do tego doskonale się uczy. Czy rodzic mógłby chcieć czegoś więcej? Okazuje się, że tak, choć życzenia ojca Marcusa są nie tyle płonne, co szalone. Mężczyzna w skrajnym lęku o własną pociechę staje się coraz bardziej zaborczy, a wspólne życie czyni niemal niemożliwym przez ciągłe insynuacje dotyczące lekkomyślnych zachowań młodego chłopaka, które w rzeczywistości oczywiście nie mają miejsca. Dlatego Marcus, posądzany o całonocne granie w bilard, postanawia opuścić uczelnię i przenieść się do innego miasta, by tam podjąć naukę. Jednak również jemu nie jest obcy lęk, paniczny strach przed czekającą go przyszłością. Trwa wojna w Korei, a Marcus doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każdy błąd popełniony na studiach może zaprowadzić go na front.
Strach przed śmiercią i życiem to dwa wielkie tematy Wzburzenia. Za sprawą historii Marcusa Roth ukazuje niesamowicie złożone relacje rodzinne, które na pierwszy rzut oka zdają się wręcz pozbawione jakiejkolwiek skazy. Im bardziej jednak zagłębiamy się w tę historię, tym więcej odkrywamy tragedii, zakrojonych na minimalną dla obserwatora skalę, które przytłaczają i powoli wyniszczają bohaterów. Szaleństwo ojca, który do tej pory w każdej sytuacji mógł pochwalić się opanowaniem i zdrowym rozsądkiem, to tylko pierwszy krok do upadku rodziny Messnerów. Drugim jest wyjazd Marcusa do Winesburg, niewielkiego college’u, który okaże się kolebką jego klęski.
Historia opowiedziana z punktu widzenia dziewiętnastoletniego chłopaka jest tylko pozornie prosta, minimalistyczna wręcz, podobnie jak samo życie Marcusa, które ogranicza się do nauki, zajęć i pracy w barze studenckim, by mógł on wesprzeć rodziców finansowo. Chłopak unika kontaktów z kolegami, nie przystępuje do żadnego bractwa i szybko wyprowadza się z pokoju, w którym czuje się osaczony przez współlokatora. To, czemu czytelnik przygląda się z sympatią i współczuciem, społeczność studencka i władze uczelni postrzegają jako zachowanie anormalne, zagrażające porządkowi panującemu w małym, konserwatywnym college’u. Gdy chłopak przyznaje się przed dziekanem do ateizmu i uwielbienia dla Bertranda Russela, przeczuwamy, że nie uniknie kary za inność. Winesburg jest kolejną opresyjną przestrzenią, z której Marcus pragnąłby uciec. Jednak Roth nie pozwala sobie na stronniczość wobec swoich bohaterów, a przede wszystkim na spłaszczanie relacji między nimi. To, co początkowo wydaje nam się zrozumiałe, z czasem nabiera znamion dziwaczności - a może raczej zdziecinnienia. Bo chociaż Marcus jest nad wyraz inteligentny, jego dobrowolne separowanie się od ludzi, ciągłe pokładanie wiary w rodziców (i ich idealne małżeństwo), jest niczym innym jak lękiem przed dorosłym życiem, pełnym wyzwań i kompromisów. Roth słynie z ukazywania destrukcyjnego wpływu rodziny na jednostkę i również w przypadku Wzburzenia odnajdziemy ten motyw. Nie można jednak powiedzieć, by był on dominujący – to tylko składowa, jedna z części, która pozwala autorowi nakreślić doskonały portret młodego człowieka, walczącego z przyszłością i przeszłością, a jednocześnie nie mogącego odnaleźć się w teraźniejszości.
Wzburzenie jest dziełem o niesamowitej sile rażenia, niepozornym, choć zadziwiająco precyzyjnym, wyważonym pomimo wściekłości buzującej w narratorze. Aż chciałoby się więcej, choć niepotrzebnie – ta skondensowana dawka Rotha wystarcza aż nadto.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...