Czyściec cz. 2

Autor: duncan
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Nie miałam nigdy silnego charakteru. Nie byłam odważna. Raczej skłonna do przesady niż obiektywna. Łatwo ulegająca wpływom, choć później zawsze długo wyrzucająca sobie brak asertywności. Takie trochę pomieszanie zagubionej w świecie idealistki i stworzonej z konieczności postaci chłodnej realistki pragnącej mimo barier, oporów i strachu korzystać z życia do bólu. Tyle o mnie. Może te ekshibicjonistycznie ubrane w słowa autorefleksje pomogą mi zrozumieć. Może wyjaśnią upadek. Bo przecież chyba nikt nie zaprzeczy, że nasze życie w ogromnym stopniu determinowane jest przez nasz charakter, potrzeby, pragnienia.

Każdy chyba w życiu poszukuje KOGOŚ. Nie chodzi mi tutaj o bardzo ogólnikowe określenia – przyjaciel czy ukochana osoba. Z resztą muszę przyznać szczerze, że po tej stronie, z ogromnego dystansu czasowo-pojęciowo-przestrzennego takie słowa wydają się jakoś desperacko naciągane. Myślę raczej w kategorii konkretnych funkcji, które te osoby w naszym życiu pełnią lub miały by pełnić. Ja szukałam przede wszystkim kogoś, kto będzie mnie rozumiał lepiej niż ja samą siebie. Do tej pory zastanawia mnie ta głęboka potrzeba zrozumienia. Czy to ze strachu przed duchową samotnością, czy też z obsesji posiadania pod kontrolą wszystkiego, nawet własnej podświadomości?

Cuda się nie zdarzają – moje poszukiwania z góry skazane były na porażkę i to nie jedną. Niestety istnieje pewna grupa ludzi, która na błędach się uczyć nie potrafi. Ja muszę przyznać, że w wielu sytuacjach do niej należę. Nie dlatego, że jestem głupia i naiwna. Ale raczej dlatego, że pod pretekstem błędów, które każdy jakoś tam usprawiedliwia, wybacza, można robić co tylko się chce i to notorycznie, nie narażając się przy tym na nadmierną krytykę ze strony otoczenia. Zupełnie inna sprawa, że czasem sama osoba zainteresowana robi sobie tym zachowaniem strasznie pod górkę i z przyzwyczajenia zapominając o wyciąganiu wniosków trafia na rondo bez zjazdów.

Moje rondo miało jeden zjazd. Mogłam z niego skorzystać w dowolnym momencie. Ale kręcąc się w kółko coraz bardziej zatraca się poczucie rzeczywistości i uwierzcie mi, z każdym kolejnym okrążeniem trudniej jest zobaczyć wyjście z sytuacji.

Trudno znajdować jakiś początek biegu wypadków, które doprowadziły mnie właśnie tu. Może powinnam najpierw cofnąć się pamięcią do wieczoru, gdy podekscytowana, z wypiekami na twarzy kończyłam czytać „My dzieci z dworca ZOO”?  I kiedy wbrew przesłaniu jakie miała nieść ta książka, na przekór zdrowemu rozsądkowi chciałam być taka, jak jej bohaterowie. Tak niesamowicie coś mnie pociągało w tym buncie przeciw całemu światu i odmienności. Gnijący od wewnątrz świat Berlina szczeniacko utożsamiałam z wolnością i głębokością przeżyć, jakimś chorym uduchowieniem. Potem zaczęłam czytać Małgorzatę Musierowicz. Zapomniałam.

Nie traktuję też moich wszystkich ekscesów alkoholowych jako zapowiedzi przeszłej tragedii, ale fakt, że po pokonaniu pierwszych oporów związanych z nadużyciem zaczynałam znajdować coraz większą frajdę w stanie ‘out of control’ może już być odbierany jako lekko niepokojący. Tak, to piękne uczucie lekkości i bycia ‘poza’ powoli mnie wciągało. Poza czym? - mógłby zapytać ktoś naiwnie. I na dobrą sprawę nie znalazłabym chyba na to pytanie odpowiedzi lepszej niż – poza sobą. Poza swoimi ograniczeniami, kompleksami, barierami społecznymi, myślami, zasadami, ideałami. Jedyne chyba, co zostawało mi wtedy to wyostrzone do granic możliwości pragnienia wzbogacone o odwagę by wyciągać po nie rękę. Brak skrupułów, wyrzutów sumienia, wstydu – bo wszyscy wokół rozumieją magię stanu upojenia. Nikt nie traktuje cię wtedy na tyle poważnie, żeby trzeba było brać na swoje barki odpowiedzialność za wypowiedziane słowa, małe szaleństwa.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
duncan
Użytkownik - duncan

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-09-19 08:57:53