Do szuflady- miło było...
pożegnać się czy nie? a może powiem "to narazie." Na razie chwilo ulotna , przebiegłaś przez moją głowę zostawiając ślad. Mimo ,że już cię nie ma.. brak mi. Pustka jakaś nieuzasadniona. Bo niby dlaczego? było miło i tyle...
to jest przykre no nie? czemu coś nie może trwać wiecznie?...dlaczego kończy się coś co mogłoby dać szczęście?...chodzisz po ulicach już któryś raz prawie wykopałaś rów i dalej to samo...co jest we mnie nie tak ,że odszedłeś ? nic, totalnie nic...to on miał inną perspektywę, on chce być tym gorszym. Tym co rani i zdradza samego siebie . Ty jesteś w porządku. Nie umiem w to uwierzyć bo czuję ,że coś mi uleciało ważnego.Ale czy można budować szczęście na nieszczęściu? Nie , nie nie można. Wiem to. Kolorowo już nie będzie. i ciągle mam ten sam sen , powtarza się już kilka nocy z rzędu. Szukam jego mieszkania w jakimś apartamecie. Chodzę na tym osiedlu i w końcu znajduję , pamiętam te okna. Wchodzę do środka, jade windą na 5 piętro.Mieszkanie numer 9. Stoję przed drzwami. Drzwi otwiera on..tak i to by było na tyle...stoję i patrzę na niego pełna nadzieii i wcale nie jestem wystrojona- absolutnie jestem w jakieś porwanej brudnej kiecce. Szok. Nie lubie tych snów. Są żałosne.Potem budzisz się i myślisz nie o nim o nie...tylko o tym w jakiej byłaś kiecce.
Ale nigdy nie zapomnę jednej sytuacji. Jazda autem,światło czerwone więc stoimy. A on mnie woła...i co robi?...całuje... tak nie patrząc na sygnalizację świetlną...jaka adrenalina ,wściekli kierowcy trabią a my "w innym świecie"...tak, miło było..czemu odeszło? eh ,ale nic... wypisałam się będzie lepiej...dużo jest takich miło było...nie lubie tych słow wiecie dziś już nie. Zbyt często kreują życie.