Nieme tango

Autor: Rzepusia
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Człowiek jest tajemnicą, której nigdy nie zrozumiesz.

 


Mieszkała po drugiej stronie ulicy, w domu, otoczonym dużym ogrodem. Zawsze miała cienie pod oczami i blade policzki. Uśmiechała się tylko czasami – pozdrawiając sąsiadów. Szkoda, nie lubię smutnych dziewcząt. Codziennie rano, jedząc śniadanie, patrzyłem, jak biegnie chodnikiem na przystanek autobusowy. Właściwie nie był to bieg – ona frunęła tuż nad ziemią, a ubranie, targane wiatrem, nadawało postaci niezwykłej wręcz lekkości. Zawsze miała na sobie coś, co niczym skrzydła, unosiło ją w powietrzu – cienka apaszka, szalik, poły niezapiętego płaszcza, bądź falbany letniej sukienki. Rzec by się chciało: barwny motyl na ulicznym bruku.

Była skrzypaczką. W gazetach pisywano, że świetną. Zadziwiające - osoba niemal narodowej sławy jeździła środkami komunikacji miejskiej, skinieniem głowy i uśmiechem odpowiadała na moje pozdrowienia, gdy przypadkiem spotkaliśmy się w sklepie osiedlowym, a popołudniami – spacerowała samotnie po parku. Nie miała manii wyższości, nie otaczał jej tłum wielbicieli, nie pachniała drogimi perfumami.

Kaśka mówiła, że się zadurzyłem. Bzdura! Zwyczajnie lubiłem patrzeć na naszą sąsiadkę, bo miała w sobie coś, czego nie potrafiłem jednoznacznie określić. Piękno motyla, siedzącego na polnej stokrotce, wdzięk tęczy, kwitnącej na szarym niebie, niepozorność maciejki, roztaczającej urok dopiero wieczorem i czar tajemnicy, skryty pod zwykle opuszczonymi powiekami. 

Pewnego dnia znalazłem w skrzynce pocztowej bilet do Filharmonii. Serdecznie zapraszam – Anna – napisano na różowej karteczce. Poszedłem, jakoś nie potrafiłem odmówić. Tłum odświętnie ubranych ludzi w skupieniu spoglądał na orkiestrę. Patrzyłem i ja. Nagle przygasły światła, a reflektor jasnym kręgiem otoczył drobną postać skrzypaczki. Ona, poznałem od razu, chociaż wyglądała inaczej niż zwykle. Czarne włosy zaczesała gładko do tyłu i spięła w kok na czubku głowy. Suknia w kolorze oliwkowym odbijała blask jej zielonych oczu. Na policzkach zakwitł nieśmiały rumieniec, podkreślone pomadką usta rozchyliły się w delikatnym uśmiechu. Uniosła instrument. Palce spoczęły na strunach, smyczek dotknął ich najpierw niepewnie, jakby w obawie, że wydadzą fałszywy ton, a później popłynął, jak fala po wzburzonym morzu. Twarz skrzypaczki odbijała emocje, opowiadane muzyką - najpierw podenerwowanie i gniew, potem - złość. Naraz rozjaśnił ją uśmiech, oczy błysnęły radością. Nigdy wcześniej nie była tak piękna. Zdawało mi się, że promienie słońca tańczą we włosach dziewczyny, dotykają skrzypiec, same szarpią strunami, roztaczając dookoła ciepło, blask i szczęście. Niespodziewanie smyczek znieruchomiał, przez oblicze grającej przebiegł cień strachu, zwątpienia, nawet bólu, by za chwilę rozproszyć go uśmiechem.

Następnego dnia nie biegła na przystanek. Tylko żółty liść, przefrunął nad chodnikiem, rozpraszając szarość jesiennego poranka. Nigdy więcej jej nie widziałem. W gazecie napisali, że zmarła. Nie wiedziałem, że miała raka. A ona nie wiedziała, że chłopak, który podczas koncertu wciąż patrzył jej w oczy, nigdy nie słyszał śpiewu ptaków, a muzykę mógł tylko widzieć i czuć.

 

1
Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Rzepusia
Użytkownik - Rzepusia

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2017-04-08 15:42:17