Patykiem na piasku (Malarz 13)

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Kiedy umysł odpływa w nieświadomość najpierw ogarnia uczucie rozkołysania, zapadania się, potem spowija nas ciemność. Kryspin stracił przytomność. Obudził się w nocy. Matki już nie było. Nad nim ciągle pikały aparaty, kręciła się pielęgniarka. Bardzo chciał poczuć swoje nogi, ręce. Chciał poczuć cokolwiek. Starał się nimi ruszyć ze wszystkich sił. Gdyby choć mrowienie, ból, cokolwiek…  Nic nie czuł. Tylko ból głowy, mętniejący raz po raz obraz przed oczyma. Leżał, wodził wzrokiem po suficie i sprzętach. Myśli same bombardowały mózg. Przez umysł, świadomość, duszę przepływało pytanie, które szeptem wypływało przez spieczone wargi – Tatusiek dlaczego? To już koniec? Tatusiek to już koniec? Mam tu leżeć jak cholerne warzywo do końca swoich dni i przyjmować to co ktoś mi zechce dać? Tatusiek… mógłbym być ojcem, mógłbym wychować swoje dziecko… Kochałbym ich, zaopiekowałbym się. Nikt ich tak nie będzie kochał. Tatusiek proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Błagam. Jeśli mnie słyszysz…
Zasnął? Stracił przytomność? Nie wiedział. Kiedy się obudził zobaczył nad sobą zarys męskiej postaci. Czarne, kręcone włosy, dość pyzata twarz, krępa sylwetka. Z mgły wyłoniły się rysy twarzy. Paul. Było już jasno, a on siedział i kiwał się na krześle wertując jakąś gazetę.
 - W Paryżu zostaje otwarta wystawa mało jeszcze znanego malarza, który odniósł spektakularny… Słyszałeś… – Paul właśnie spojrzał na przyjaciela i zobaczył jego otwarte oczy. Podskoczył na równe nogi podekscytowany – Kryspin. Chłopie. Żyjesz. Patrzysz na mnie. Zaraz zawołam lekarza.
 - Stój – zaprotestował pacjent i wyciągnąłby rękę, gdyby mógł, ale nie udało się – Lekarza będziesz wołał jak będę umierał, a nie jak otwieram oczy. – Zdał sobie sprawę, że mówi i odetchnął z ulgą. Paul wybiegł i wrócił z lekarzem. Znów były badania, oględziny, pytania. Dowiedział się, że od ostatniego badania minął tydzień. Kiedy lekarze wyszli wrócił Paul.
 - Mówili, że potrzebujesz odpoczynku i żeby za bardzo cię nie męczyć, więc chyba będę musiał się zwijać. Dzwoniłem do twojej mamy. Już wie, że się obudziłeś i jutro postara się przylecieć.  Ja tez postaram się wrócić. Odpoczywaj sobie i nabieraj siły.
 - Siedź, bo mam z tobą do pogadania. Możesz się cieszyć teraz, że jestem unieruchomiony, bo rozkwasiłbym ci nos, jakbym mógł.
 - Ale za co? Że co?
 - Nie wiesz za co? Od jak dawna wiedziałeś, że Dominika nie ma innego faceta i że urodziła moje dziecko?
 - Moja Victoria mi powiedziała po tym jak wyjechałeś. Wiesz, że one się trochę przyjaźniły. Opowiadałem jej trochę jak przeżywasz rozstanie i chyba parę przykrych słów powiedziałem pod adresem Dominiki i wtedy mi powiedziała, że właśnie jest w szpitalu i rodzi twojego syna i że nie było nikogo innego. Kazała mi przysiąc, że się nie wygadam, ale znalazłem Dominikę. Tak? Przekonałem ją, żeby przyszła na ten wernisaż i sama wszystko ci powiedziała. Żeby dała wam szansę. Tak? Skąd mogłem wiedzieć, że przyjedziesz z inną kobietą i tak to wszystko się pogmatwa?
 - Wiesz co? Kanalia z ciebie, a nie przyjaciel.
 - Tak? – Paul wstał z oburzeniem na twarzy – Tak się składa, że jestem najlepszym przyjacielem jakiego masz. Widzisz tu kogoś oprócz mnie? Kto by o ciebie tak zabiegał jak ja?. A ty co? Zrobiłeś dla mnie jedną rzecz? Chciałbyś tylko, żeby tobie dawano, udowadniano miłość, przyjaźń, oddanie, a ty co komuś z siebie dałeś? Co dobrego robisz dla innych?. W sumie to może dla ciebie fajna rzecz taki stan, bo teraz już będziesz mógł wyłącznie żądać i oczekiwać.
 - Może niewiele dla ciebie zrobiłem, ale gdyby sytuacja była odwrotna… nie przemilczałbym przed tobą, że urodziło ci się dziecko.
 - Wiesz co? Jesteś w stanie w jakim jesteś, więc już nic nie powiem, ale przemyśl sobie parę rzeczy skoro już tu leżysz i nic innego nie możesz. – Paul wyszedł, a Kryspinowi jego słowa nasunęły wspomnienie modlitwy wypowiedzianej pewnego dnia nad morzem. Odbierz mi wszystko jeśli chcesz, ale wzroku mi nie odbieraj. Co mu teraz zostało? Czy to było przychylenie się do prośby? Mógł patrzeć. To mógł. Mógł jeszcze słyszeć, myśleć, oddychać, mówić, ale to było tak boleśnie mało w porównaniu z tym co miał… Powolutku minuta po minucie pikających urządzeń, godzina po godzinie wsłuchiwania się we własny oddech i głosy dochodzące z korytarza uświadamiał sobie ile miał. Miał sprawne ciało, w miarę bystry umysł, wspaniałą rodzinę, która zapewniła mu spełnianie marzeń, mógł zwiedzać świat, malować, kochać. Miał przez tyle lat u swego boku ukochaną kobietę, która wypełniała energią i życiem każdy dzień. Wszystko miał. Teraz urodziło mu się dziecko, a on przy tym nie był. Wszystko zostało mu podane jak na tacy, a teraz nagle wszystko znikało w jakiejś czeluści niewiadomego pochodzenia. Miał ochotę wrzeszczeć, ale przez gardło przechodził tylko głuchy jęk, a z oczu płynęły łzy. Chciał za wszelką cenę poruszyć choćby palcem, ale nie czuł ani rąk, ani nóg. Nic prócz głowy, która zaczęła pulsować rozsadzającym bólem. Zasnął. Kiedy otworzył oczy zobaczył obok siebie mamę i siostrę z Leną na ręku, a zaraz potem usłyszał szczebiot jej starszych latorośli.
 - Kinga? Spytał zdumiony? Co ty tu robisz?
 - Odwiedzam chorego w szpitalu – odpowiedziała i uśmiechnęła się smutno – Jak ty łazisz człowieku? Nie uczono cię, że przed wejściem na ulicę należy się rozejrzeć? Toś się urządził.
 - No – potaknął i spojrzał na Lenę ssącą palec mamy. Serce ścisnął mu żal, bo jego własne dziecko było gdzieś tam i miało nigdy się nie dowiedzieć, że on jest jego ojcem. Skierował wzrok na sufit.
 - No tylko mi tu nie płacz twardzielu. – skarciła go Kinga – Bo pożałuję, że przyleciałam. Miałeś przyjechać na chrzest Leny. Obiecałeś. Takiego scenariusza nie było w umowie.
 - Pogadaj z tym na górze. On najwyraźniej miał to w scenariuszu. Z Leną już wszystko dobrze?
 - Jest coraz silniejsza. Ma coraz większy apetyt, przybiera na wadze. Mówią, że będzie dobrze.
 - Że wlokłaś maleństwo taki szmat świata, żeby sobie popatrzeć na niedołężnego braciszka... Oszalałaś chyba. Ktoś ci powinien za to sprać tyłek.
 - Na szczęście ty tego nie zrobisz. Na razie, bo mam nadzieję, że jak poschodzą te wszystkie obrzęki to jeszcze będę przed tobą uciekać. Nawet nie zakładam innej ewentualności.
- No to załóż i inną… Nic nie wiadomo… Nic nie czuję… Jakbym nie miał ciała.
 - Histeryzujesz. Jak ja ci mówię, że będzie dobrze, to będzie. Tak?
 - Nie wiem – wypowiedział Kryspin poważnie. Pamięć nasunęła historię Pawła, pomyślał  o całym mnóstwie osób niepełnosprawnych na świecie, którzy też pewnie wierzyli, że jednak zdarzy się cud. Nic nie było pewne. Nic nie dało się przewidzieć. Tylko Bóg wiedział jak to się skończy. Wiedział?

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39