Restaurator 11 - ostatni

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wydawało mi się, że wiem już wszystko

 

Moja miłość do córki nie była idealna. Miałem w sercu więcej gniewu dla świata niż uczuć dla niej samej. Łatwiej było mi nienawidzić i szukać pożywienia dla głodu w sercu, niż być przy niej i czekać aż mnie wezwie. Może wcale jej nie kochałem? A wszystko co dla niej robiłem było z jakiegoś wyuczonego od społeczeństwa poczucia obowiązku? Nie wiem. Nie nauczono mnie rozpoznawać miłości. Może dlatego, że sam siebie nie kochałem, nie akceptowałem moich słabości a wstydziłem się talentów. Byłem chory a nikomu się do tego nie przyznałem, bo tak robią mężczyźni.
Ja jestem... byłem bardzo chwiejny. Ale ona? Jej uczucia do mnie były czyste jak łza. Nie na darmo ojcowie nazywają swe córki małymi aniołkami. To prawda. Widziałem ją. Wcale nie była mała, raczej w tamtym miejscu nie było ziemskiego poczucia skali.
Otóż śmierć to tylko początek. Kiedy upadałem na ziemię z przebitym kulą sercem i duch opuszczał zarażone ciało nienawiścią myślałem, że odnajdę spokój. Ale to była złudna nadzieja. Kostucha pokazała mi całą prawdę wskazując kościstą ręką przeszłość i przyszłość nie komentując mych czynów ani jednym słowem. To ja sam siebie oskarżyłem: Chryste! Co ja najlepszego narobiłem? Ci chłopcy byli niewinni a ja byłem tak bardzo uprzedzony do świata, że przestałem zwracać uwagę na proste fakty. Zostałem przez Niego oszukany a śmierć pokazała mi całą prawdę. On dał mi tylko to czego pragnąłem, a wcale nie musiałem Go słuchać. Mogłem przecież odwrócić się do niego plecami. To jest najlepsza metoda walki ze Kłamcą absolutnym.
To ja byłem najgorszym złem. Dałem się porwać nienawiści i upadłem na samo dno piekła, które sam sobie stworzyłem. Ciemność pochłonęła mnie od środka jak czarna dziura zaginając nawet słoneczne światło. Cienie moich złych uczynków dopadły mnie i miały trawić, wytykać palcami, krzyczeć i oskarżać po wieki wieków. Grzechy przyklejały się do mojej duszy jak gorąca smoła do skóry, błoto do krwawiącej rany, pijawka pod pachwinę. Miałem już tam pozostać na wieki.
Nagle ciemność ustąpiła. Spływające z góry nienaturalne światło bez najmniejszego wysiłku przegoniło cienie, które uciekały jak robaki pod kamień. A nawet ta marna kryjówka im nie pozostała. Znikł każdy ciemny kąt, głęboka szczelina, drzwi na strych, stara skrzypiąca szafa. Nie zostało żadne miejsce gdzie mogło ukryć się szaleństwo. Byłem jakby zamknięty w zapalonej żarówce. I nagle z góry wyciągnięte zostały do mnie ręce. Delikatne dłonie wyciągnęły mnie ze szlamu obłędnych myśli, nie brudząc się przy tym ani odrobinę. Byłem jak dziecko wyciągnięte z kąpieli do troskliwych, kochających rąk. To ona mi się odwdzięczyła. Jak ja kiedyś niepewny swej przyszłości i pełen bojaźni przed odpowiedzialnością wyciągnąłem po nią ręce kiedy mi ją podano po obmyciu z krwi i wody płodowej. Zakochałem się. Cały strach zniknął i stałem się innym człowiekiem. Teraz ja chowałem się w jej dłoniach kiedy mijaliśmy kolejne poziomy piekła, w tle słyszałem krzyki potępionych dusz: Jakim prawem opuszczam to miejsce? Dlaczego nie oni? Przecież oni nie chcą tu być. Właśnie. Na tym polegała różnica. Ja, byłem przekonany, że zasłużyłem sobie na to miejsce. Jednak był ktoś, kto miał inne zdanie. W głowie usłyszałem szept, który zagłuszył wszystkie piekielne wrzaski: Nie zostawię cię tu tato.
Z samego nieba, córka osobiście zstąpiła do piekieł,  aby mnie stamtąd wyciągnąć i nie wiem czy by jej na to pozwolono, gdyby nie wsparcie modlitwą kilku życzliwych mi osób. Udało im się. Wyciągnęli by mnie jeszcze wyżej ale jeszcze nie byłem gotowy. Człowiek zanim osiągnie rozgrzeszenie sam sobie musi wybaczyć. Utknąłem w połowie drogi.
Jestem teraz w miejscu o różnych nazwach i o indywidualnym wyglądzie dla każdego człowieka. Chrześcijanie nazywają to czyścem. Dla mnie to las we mgle. Krążę po nim w kółko, zgubiłem się uciekając przed cieniem, który wciąż jest o krok za mną i czuję jego oddech na moich nagich plecach. Minie jeszcze sporo czasu zanim przestanę uciekać. Wybaczę sobie, odwrócę się twarzą do potwora i przeproszę go za to co zrobiłem. A dopiero wtedy, kiedy odnajdę wreszcie ścieżkę prowadzącą do wyjścia, wiecie gdzie pójdę zanim zniknę na dobre? Do mojej małej restauracji. Zobaczę jak kiełkuje ziarno które zasiałem, kiedy byłem jeszcze sobą, a o którym kompletnie zapomniałem albo nie zdawałem sobie sprawy jaki da owoc. Robiłem po prostu to co zawsze uważałem za słuszne. Służyłem ludziom jak tylko potrafiłem najlepiej nigdy nie sądziłem, że coś z tego pozostanie przez kogokolwiek zauważone. To co robiłem było egoizmem, przyjemność sprawiało mi obdarowanie ludzi uśmiechem i życzliwością. Błędem z mojej strony było nienawidzić i karać ludzi, którzy według mojej opinii zbłądzili. Nie miałem do tego prawa, nie byłem wszechwiedzący, nikt nie wyznaczył mnie sędzią, a moje uśpione prymitywne instynkty czerpały z tego wielką przyjemność. Miałem w sobie wiele dobra ale i zła również nie mało. Na moje szczęście szala sprawiedliwości po śmierci przeważyła stronę na moją korzyść. Być może uratował mnie tylko jeden uśmiech. Taka drobna różnica w rachunku sumienia. Nawet nie wiem który. Może był to uśmiech starszej pani, której ustąpiłem miejsce w autobusie albo bezdomny pies, któremu rzuciłem resztki po zamknięciu restauracji. Nie wiem i to właściwie nieważne. Liczy się wynik ostateczny, który oceni naszą wartość. Ze mną było bardzo gorąco. Całe życie próbowałem być przynajmniej normalny a pod koniec oszalałem. Owszem byłem manipulowany ale cały sekret polega na tym aby nie dać się w to wciągnąć, słuchać serca i rozumu, bo prawda leży gdzieś po środku. I nigdy, ale to przenigdy nie wstawać od stołu przed podaniem deseru! Nie wiecie o co chodzi? Wyjaśnię.
Najlepszym na świecie restauratorem jest Bóg. On serwuje dania o przeróżnym smaku i sam podaje je nam do stołu. Rzadko dostajemy swe ulubione potrawy, najczęściej są to niemiłe niespodzianki ale też i dania o egzotycznym wręcz niepowtarzalnym smaku. Życie to taka uczta pełna smaków, ale nie jest istotne ile zjecie i jak wam będą smakować te potrawy ale w jakim towarzystwie siedzicie przy stole i jak sami się zachowujecie. Czy zostaniecie zaproszeni na kolejną imprezę? Czy następnego dnia wszystkie miejsca będą już zarezerwowane a właściciel zamknie przed wami drzwi i powie ze smutkiem w oczach: przykro mi ale miał pan już swój czas. Ja, zbuntowałem się. Uderzyłem pięścią w stół i zrzuciłem na podłogę to co mi podano. Odszedłem przed zakończeniem. To był mój najgorszy błąd.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35