Światła pośród chmur

Autor: rafal_sulikovski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

    Wybraliśmy się do Niemiec, konkretnie do miasteczka Ravensburg, na konferencję pod mało zrozumiałym - poza piszącym te słowa - tytułem “Deregulacja ogranicza integrację”. Busik prowadził zawodowy kierowca, w środku siedziało z osiem osób, a drugi bus marki mercedes jechał za nami. Wewnątrz aut siedzieli lekarze, pacjenci i osoby czynnie zaangażowane w projekty społeczne psychiatrii środowiskowej z Krakowa. Jako sekretarz redakcji czasopisma pacjentów “Dla Nas” oraz v-ce przewodniczący polskiej filii stowarzyszenia “Schizophrenia - Open The Doors” miałem poczucie, że na wyjeździe będzie się sporo działo. I nie myliłem się. Tymczasem przemierzamy autostradą A4 koło Opola i zatrzymujemy się na nocleg w jakimś polskim pensjonacie klasy B blisko granicy, która już nie istnieje. A przynajmniej nie istniała w roku 2006. 

         Dostaliśmy kilka pokoi i już na wstępnie któryś z pacjentów buchnął z portfela lekarki-psychiatry kilkadziesiąt euro. Poczułem się winny i niemal uwierzyłem pod wpływem badawczego spojrzenia kobiety, że to ja ukradłem tę forsę. Poszliśmy spać. Wcześniej wypaliłem ostatniego mentola na dworze, bo w Polsce zaczynała się już “nicotine panic” i zabraniano palenia wszędzie, gdzie się dało. Nawet chcieli zakazać kurzenia nie tylko na balkonach, ale w domach. Przypomniały się dawne filmy i seriale, a także zwykłe biura, gdzie z nudów wszyscy cmokali extramocne jak stare lokomotywy. Niebieskawo-szare kółka unosiły się nad głowami znudzonych pań, przekładających papierki z kąta w kąt, niczym ogniki podczas Zesłania. 

       Rano ruszyliśmy dalej, a po południu zawitaliśmy już do niemieckiej destynacji naszej świeckiej peregrynacji. Zapadł wcześnie wieczór, bo był właśnie ten jedyny niebezpieczny dla Polaków miesiąc, gdzie mogło się zdarzyć wszystko. 

      Gdy przejechaliśmy rogatki miasta, nagle kierowca stwierdził, że ma dość jazdy, jest zmęczony i dalej nie jedzie, a zakwaterowanie mieliśmy w kilku hotelach. “Kto ma prawo jazdy, niech rozwiezie wszystkich do pensjonatów” - stwierdził, po czym zabrał swoje rzeczy i udał się do pierwszego hotelu, pod który specjalnie podjechał. Okazało się, że tylko ja mam prawo jazdy i w dodatku przy sobie. Nikomu nie śniło się o GPS-ach, różnych “Janosikach”, mapach Google w telefonach, bo Steve Jobs dopiero co prezentował smarfona i nie było Internetu w telefonach. A przynajmniej w moim. Trudna rada. 

      Usiadłem za kierownicą. Kierowca pokazał mi włączniki świateł i poszedł. Odpaliłem forda i sprawdziłem, jak działają przełożenia. Była już noc. Ruszyłem dość niepewnie, choć prawo jazdy miałem już dziesięć lat. Po jakichś pięciu, najdalej sześciu minutach auto opanowałem. Andrzej, wybitny koordynator całej akcji, dyktował mi, jak mam jechać. Na szczęście ruch był niewielki, bo Niemcy dbają o centra miejskie. No i nie ma żadnych reklam z gołymi babami, bo bym pewnie owinął się o pierwsze lepsze drzewo, których nasadzono sporo. Przede wszystkim zaś trasa nie była natkana setkami zbędnych znaków pionowych, jak to się dzieje u nas. Niemcy dbają o porządek. Aż do przesady. Może próbują odkupić swoje dawne winy.


***

     Kiedy rozwiozłem jakimś cudem w obcym mieście dużym busem gości do hoteli, wjechałem na parking swojego. Kolega Marcin pokazywał mi odległość od ściany pasażu, który trzeba było pokonać, aby zaparkować na czymś w rodzaju podwórku, gdzie stało już sporo aut. Wypasionych, dokładnie. Naiwnie zaparkowałem w wolnym miejscu, a rano tego pożałowałem. Nie mogąc zawrócić, cofałem autem na milimetry między Scyllą i Harybdą ścian, starając się nie uszkodzić lusterek. Udało się. Pojechaliśmy na pierwszy wykład konferencji. Gdy wszedłem do budynku i auli, widok tłumów, głównie Niemców odebrał mi nie tylko resztki mowy niemieckiej, ale i spowodował duszności. “Siadaj, zaraz ci przejdzie” - powiedział koordynator Andrzej i gdzieś poszedł. Miał tyle spraw, że gdzie by tam się przejmował moimi nerwami, rozumiem to. Deregulacja ogranicza integrację. Nic początkowo z tego nie wiedziałem. Ale pogłówkowałem i rozkminiłem. Ten pierwszy wyraz oznacza ograniczenie roli państwa i socjalu oraz przeniesienie spraw społecznych na samorządy, które same mają zdobywać środki na życie na prowincji. To po prostu wolny rynek, a w istocie - wolna Amerykanka, gdzie kto sprytniejszy, ten ma kasę. Integracja - każdy wie, ale nie rozumie. Pacjentów nie trzeba resocjalizować, to nie przestępcy. Prędzej sobie coś zrobią niż komuś. 

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
rafal_sulikovski
Użytkownik - rafal_sulikovski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2023-11-17 02:58:07