"Veronica" [tytuł roboczy] Epizod 1

Autor: Wolverine_Girl
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

KSIĘGA PIERWSZA

 

 

Każdy młody człowiek widzi w sobie początek świata.

— Elias Canetti 

 

 Zachód Polski

Maj 2010

 

- Dawaj mała, nie daj się prosić – Kuba patrzył na mnie spod tych swoich nieco przydługich już włosów – To jedyna taka nasza noc! Wszyscy tu są. Mała, od dziś mamy najdłuższe wakacje życia!

- Nie mów do mnie mała – warknęłam podnosząc się z tak bardzo wygodnego fotela. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że mu nie odmówię. Byłam zbyt próżna na to, żeby nie wystąpić przed ludźmi, którzy niemal błagali mnie o jedną piosenkę – Na scenę! Już!

Pogoniłam go, a sama wzięłam się za poprawianie swojego wyglądu.

-  Jacob and Veronica “Eleanor” Burge that gona make ya head swell yo yo hey yo boop yo hey yp – roześmiałam się. Mogłam się domyślić, że wybierze tę piosenkę - so what's that supposed to be about baby ya'll free up ya mind and stop actin crazy…

Zarzuciłam włosami odgarniając je z oczu i spojrzałam na siebie. Idealnie. Mrugnęłam do swojego odbicia i do chłopaka, który stał za mną. Mhhh… Ładniutki… Posłałam mu buziaka, uśmiechnęłam się i wzięłam od niego bezprzewodowy mikrofon, który trzymał w ręku.

- You say you love, say you love me But you’re never there for me, yeah, mmm... hmm... You’ll be cryin’, slowly dyin’ When I decide to leave, oh, oh…

Przespacerowałam się tanecznym krokiem przez cały klub i po chwili znalazłam się na scenie tuż obok Kuby. Uwielbiałam tego wariata. Spontaniczny, nigdy niczym się nie martwił. Liczyła się tylko muzyka. Szkoła? Zło konieczne. Życiowy optymista, który nie przejmował się ani opinią nauczycieli, ani ocenami. Guru połowy uczniów tego LO.  I było za co go uwielbiać.

Mam na imię Veronica, ale znajomi mówią na mnie Eleanor. Tak, jestem tą samą Veronicą Shoreline , która dręczyła fizycznie i psychicznie Bryana. Tyko cała ta sytuacja nie jest tak prosta, jaką wydawać by się mogła…

Owszem, miałam wypadek samochodowy, w którym omal nie zginęłam i owszem leżałam w śpiączce. Jak się potem okazało niecałe cztery miesiące. Lekarze nie dawali mojej matce żadnej nadziei. Jej jedyna córka już nigdy nie miała się obudzić. Ot taki niefart. Jednak któregoś pięknego wieczora, leżąc w kolejnym już szpitalu otworzyłam oczy i rozejrzałam się dokoła pytając o to, dlaczego akurat Nowy Jork. Matka nie mogła uwierzyć w swoje i moje szczęście. Jej martwa już właściwie córka wróciła do świata żywych.

A co z Bryanem? Bryan to aktor, którego najnowszy film oglądałam tuż przed wypadkiem. Pewnie to, dlatego mój, znudzony nicnierobieniem, mózg to właśnie jego twarzą obdarzył bohatera mojego snu. Bo całe to zajście było tylko jednym, głupim snem… Nic więcej…

 

- Gratuluję. Jesteś wielka -  ktoś zarzucił mi ręce na szyję i pocałował w policzek – Naprawdę.

Zaskoczona odskoczyłam na bok i odwróciłam się, uwalniając z objęć nieznajomego. Tuż za mną stał Marek.

- C-co t-ty…? – zamurowało mnie – CO TO BYŁO?!

Założę się, że musiałam wyglądać co najmniej idiotycznie patrząc na niego tak szeroko otwartymi oczami. Ale co mogłam zrobić?

Pierwszego dnia szkoły, gdy wyszłam już z budynku i rozgościłam się na jednej z ławek w parku nieopodal. Zbyt długo nie nacieszyłam się jednak błogą ciszą. Ktoś przysiadł się do mnie nie pytając ani o to, czy wolne, ani, czy mam ochotę na towarzystwo. Podniosłam wzrok znad ekranu komórki i napotkałam spojrzenie niewinnych (ach, jakże się wtedy myliłam…) oczu… Nieco wyższy ode mnie blondyn o przydługich wtedy włosach patrzył na mnie uważnie. Skądś go znałam…

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Wolverine_Girl
Użytkownik - Wolverine_Girl

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-08-19 13:14:28