Z bocianiego gniazda - Safari

Autor: Zmariusz
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

      Uff....Witojcie. Przez całe lato nie mogłem nic do was napisać, bo chyba od tego dyszczu tyle się, zaraza, tych bocianów nalęgło, że nijak wleźć do gniazda nie było można, jak pleśni jakiej.
      Ale już wylatują... Kilka ostatnich Franek Kropielaków gumiakiem pospieszył, co by opóźnienia w przylocie do Afryki nie miały. W końcu to trasa międzynarodowa i spóźniać się nie wypada. Niech se odmienne ludy nie myślom, że komunikacja u nas pod zdechłym psem istnieje. Bo nie istnieje. Poza tym gdyby gupie bociany prawa fizyki znoły to by wiedzioły, że bez dziobów mniej opływowym sie jest i dłużej sie leci i wyleciołyby już w maju. A dlaczego bez dziobów, to już wom godom.
      Otóż nasz znany wioskowy biznesmen Paluch (ten sam co to sie na naszych wioskowych naturalnych nawozach „Samo zdrowie" dorobił) był w Afryce na wycieczce tego lata. Atrakcji, godoł, co nie miara było zaplanowane, a najwienkszom miało być safari. To takie ichnie, tubylcze polowanie jest jak się później okazało, bo najsamprzód to nikt nie wiedzioł, ki diabeł to jest. No wienc z samiućkiego ranka (o zgrozo, oni nie mają litości lub nie znają słowa kac) tubylcze przewodniki zgromadziły całom chwiejącą się jeszcze, chyba od zmiany czasu, wycieczkę przed hotelem w celu udania się na wyprawę. Jeden z półnagich (tfu!) przewodników, zwany później przez naszych półprzewodnikiem, wyklarowoł naszej pomiętej jeszcze ciut wizualnie wycieczce, że udadzom się właśnie zaroz na polowanie na grubego i wielce niebezpiecznego zwierza tubylczego. Po krótkim instruktarzu z zakresu przepisów BHP polowania, zaczoł z miłym uśmiechem rozdawać wszystkim zgromadzonym aparaty fotograficzne. Poruszenie wielkie wśród naszej ekipy zapanowało na taką potwarz i lekceważenie. Każden jeden w kłusowaniu od lat zaprawiony wiedzioł, że aparatem fotograficznym nijak żadnego zwierza upolować się nie da, a szczególnie groźnego tubylczego. Drwienie z naszej wycieczki skończyło się dla półprzewodników wizytą w pobliskim ośrodku zdrowia, a dla naszych wcześniejszym zakończeniem wycieczki i tym samym rezygnacją z safari.
      Po powrocie do naszej wioski całe towarzystwo, bardzo sfrustrowane, postanowiło przenieść ideje afrykańskiego polowania na nasze rodzime grunta. Pokrzepiwszy się nieco u naszego (chwała Bogu wcześnie zaczynającego pracę) sklepikarza Balona ruszyli, tym razem solidnie uzbrojeni, z zamiarem wybicia co do nogi wszystkich groźnych bestji zagrażających naszej wiosce. Plan był pioruńsko ambitny, gdyż koło naszej wioski zwierza jest tyle, co ślepy kot napłakoł. Wszystko żeśmy wybili już dawno, nawet na kilka pokoleń wprzód.
      W tym samym czasie Poruchowa, w swojej babskiej nieświadomości, wypędziła na pegeerowskie pole cały swój dobytek zwany potocznie krowami, aby mu kilka kilogramów na państwowym pastwisku przybyło. I to był błąd... Nasi spragnieni krwi myśliwi (mając już nieźle w czubie dzięki zakupom uczynionym u Balona) szybko i skutecznie rozprawili się z nagle napotkanym stadem. Po pamiątkowym obdarciu zdobyczy ze skór i odcięciu rogów, które ponoć wielce skutecznym afrodyzjakiem są, wrócili z tryumfalnym śpiewem na ustach do wioski. Po drodze dostało się tyż i bocianom, co afrykańskie pochodzenie majom. Staszek Łąka tak się w polowaniu rozpędził, że wloz do gniazda i śpiącym bocianom dzioby poucinoł i jako trofea se, juha, przywłaszczył. Dostoł za to mandat od naszego mundurowego, kolejarza Cmycia, w wysokości pięćdziesięciu złotych z natychmiastowym zrealizowaniem u Balona, bo boćki ponoć pod ochroną są. Ładno mi ochrona... Bidna Poruchowa do dziś dnia otrząść się po tej przygodzie nie może. Tiki ma jakiesik i drze się po nocach juha, że

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Zmariusz
Użytkownik - Zmariusz

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2015-04-02 22:33:09