bła(ż)enada - wiersz
Kłaniając się w pół przychodzę,
by rozweselić Jego Wysokość.
W zanadrzu - trzy grosze (nic nie mam?).
Dziś wielką magię tu pokażę.
I ot, co - przedstawienie!
Z kapelusza mówiący kot w butach wyskakuje
(to chyba starocerkiewnosłowiański),
a za nim ptaki niebiańskie.
Z flakonu wyciągam róże
i syrenę, co zaśpiewa pięcioskalowym głosem
(wieczorem wraz z oposem).
Cały dwór usta otwiera
w milczącym zapatrzeniu (kupili to).
A teraz "czary-mary" i z ziarenka maku
drzewo wyrasta.
Na nim pomarańcze w kółka graniaste.
- Za pomocą tej oto różdżki, Panie,
pomnożę Twoje złoto.
Patrz jak dwoi się, troi (w oczach).
To jeszcze nie wszystko!
Potrafię sprawić, żebyś zniknął.
- Ja też - mędrczy głos się odzywa -
Zabierzcie mi stąd tego błazna!
Dodany: 2009-03-24 21:21:48