Abstrakcja

Autor: Johnny_Grotesque
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

By zapomnieć o swych realistycznie przeklętych dziełach, odurzał się hazardowym wirem ciepłej krwi, napływającej do głowy przed ostatnią kartą. Chciał patrzeć jak fortuna znika w bagnie wielkich stawek, ale znienawidzone pieniądze wciąż wracały z podwojoną, potrojoną siłą i nic nie mógł na to poradzić. Stawiał w ruletce wszystkie pałace, ziemie i fortunę, a po chwili był najbogatszy w kraju. Przestał więc grać i otwarł na oścież wrota wszystkich swoich wielkich skarbców, aby ludzie brali: „Bo na co mu to wszystko, kiedy nie ma już swoich dzieł, swojej wizytówki artysty”.                                          

Do wsi, nie wiadomo skąd, wtargnęli bezpańscy barbarzyńcy, którzy mało opróżnili skarbce, to jeszcze splądrowali domy wszystkich tych, którzy wzbogacili się na jego bogactwie. Zrywali złote dachy
i wrzucali na powozy, gwałcili jego kurtyzany i mordowali karłów. Wynieśli w całości sypiący się diamentami kościół, nie wyciągając nawet księdza i zniknęli gdzieś za odległymi pagórami, pozostawiając za sobą smród chciwej gorączki. Artysta zakończył życie na widłach chłopów, rozwścieczonych jak obłąkane barany, oskarżających go o wszystko co się stało i połowę tego co w ogóle nie miało miejsca. Nie nabili go sami, on po prostu skoczył z balkonu na tłum tych trójzębów Posejdona zebranych w proteście pod ruiną jego ostatniego pałacu – głosiły kroniki sołtysa z tego okresu.                                                                      

Dobre kilka pokoleń kogutów musiało zapiać, by wieś przypomniała sobie o doskonałym hazardziście. Przyjechał pewien dostojny jegomość. Od razu wiedziałam, że znawca czegoś, bo miał takie mądre okulary, i wszyscy się patrzą, a on na moje wchodzi i o dziadka Gienka pyta. No i zaczął, że mój świętej pamięci dziad znał artystę; tego który miasto ze złotymi dachami z naszej wsi zrobił, a potem znowu nędzną wiochę. „A czy pani wie, że sztuka jaką tworzył znajomy pani dziadka jest teraz warta więcej niż te legendarne dachy”. Mówił, że poszukuje jego obrazów, bo ma tylko trzy z czego dwa już sprzedał. „Widzi pani, on te trzy zostawił uciekając przed kopniakami artystów z Zadymionego Łosia, a ja potrzebuje reszty” – mówił. Wtedy sobie pomyślałam, no co za głupek, nazbierał tyle informacji, że pod mój ganek trafił, a nie wie, iż wszystkie jego dzieła spłonęły, i powiedziałam mu to pukając się w czoło, a on się wielce zasmucił mówiąc: „Wielka szkoda, naprawdę wielka” – i zrobiło mi się go żal, bo na pewno się natrudził w tych swoich poszukiwaniach, zaprowadziłam go więc do stodoły, gdzie już wielu zaciągałam – teraz to mogę przyznać, bo już mi nie zależy –
a on powiedział: „Wspaniale” – ponieważ odkrył coś o czym nie miałam pojęci;, że te plamy na szmatach, porozwieszane po mojej stodole to są jakieś obrazy. „Abstrakcja mistrza” – krzyczał, otrzepując je z pajęczyn
i zapłacił mi za nie tyle, że nie umiem nawet nazwać tej liczby. Zapytałam się go na końcu co to ma znaczyć, przecie mówiono: „Jego obrazy spłonęły i basta” – a on mi na to: „Tu są jego obrazy, a tam widocznie było co innego” – i widzicie, koniec końców wyszło na to, że ten pijak-hazardzista był wielkim artystą, trzeba było tylko trochę czasu, żeby wyjaśnił to ten, którego miałam dziś szczęście gościć.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Johnny_Grotesque
Użytkownik - Johnny_Grotesque

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2014-04-11 16:58:58