Detktyw Wąs. Sprawa Trzecia

Autor: rafalus79
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

ęc podeszła blizej;
- Słynny detektyw Wąs.... Miło mi pana poznać.
- W czym mogę pomóc? - Zapytał Wąs.
- Mam podejrzenia co do mojego męża... - kontynuowała Camilla. - Znika na całe dnie.
-...Typowy małżeński problem... - wtrącił Dr Klakson.
- Znowu pleciesz głupoty... - Odpowiedział na te słowa Wąs.
"Skąd on to wie?" pomyślał Klakson po czym wyciągnął spod stołu i odłożył na bok dopiero co zaczętego wiklinowego flecistę podrygującego na rozsierdzonym rumaku.
- Proszę kontynuować - Zwrócił się detektyw do gościa.
Tu Camilla Pampeluna del Aloe Vera (przed chwilą), a Aloe Vera-Vera (obecnie) zaczęła opowiadać historię znajomości ze swym mężem. 
Poznała go gdy przybył do jej rodzinnego miasteczka wraz z Cyrkiem "El Miraccolo" . To wtedy postanowiono umieścić miasteczko na mapie gdyż wraz z cyrkowcami ludność wynosiła 100 osób ( wkrótce liczba spadła wraz z trapezistą)... Fernando Rodriguez pracował jako opiekun słoni. Niestety wyrzucono go po nie długim czasie gdyż tabliczkę "Nie kramić słoni" wywyieszoną dla zwiedzających wziął całkowicie na poważnie. 
I w tym właśnie miasteczku poznał Camillę w sklepie z bielizną oraz później pod krzaczkiem, w zaroślach, pod cmentarzem, na drzewie... To dla niej jeszcze jako nastolatek zabił pierwszego byka (jak się później okazało była to jałówka), na łące w La Coruna (pod czas Las Navidades). Długo potem razem w podskokach uciekali przed rozwścieczonym właścicielem stada.
Zakochała się w nim bez pamięci (ale nie na tyle aby zapomnieć o antykoncepcji). 
Ojciec Camilli Don Terrible del Horroro, był słynnym w całej Andaluzji plotkarzem o rozchwianych (od plotek) zębach oraz psychice, wyrabiającym słomiane strachy na sępy. Co dziwne; interes nie szedł zbyt dobrze... Potem życie przyśpieszyło, Corrida za Corridą, Rodriguez stał się sławnym El Matadore. Po kilku latach było ich już stać na kupno własnego Pueblo oraz wielkiej Hacjendy. Mieli wszystko o czym marzyli; basen, saunę, służących, oszustwa podatkowe, listy od miłośników oraz z pogróżkami, wielki posąg wychudzonego slonia w ogrodzie oraz psa którego rasy nikt nie umiał określić (jedząc mrówki klaskał płetwami a po kilku dniach odleciał by nie wrócić już nigdy do gniazda). Mieli to wszystko, jednak... Rodriguez stracił zapał... jakby osowiał. Stał się skryty i zamknięty w sobie. Nawet wizyty w sklepie z bielizną a potem zakładanie jej wraz z pończoszkami nie radowało go już więcej. Co więcej, zaczął znikać z domu na całe dnie nikt nie wiedział dokąd...
Padał deszcz.
Chmury powoli sunęły po mrocznym niebie. Wąs i Dr Klakson stali w cieniu Agawy bacznie obserwując wielką posiadłość Rodrigueza. Mijały godziny oraz gadziny wałęsające się pośród figowych drzewek. Dla zabicia czasu detektyw wraz z Hose Rodriguezem El Mandatosem Don Pardon - komisarzem miejscowej policji ( oraz jedynym policjantem za razem) grał w chińską edycję Scrable. Klakson siedział obok paląc fajkę oraz mrucząc pod nosem kolendy w języku Fińskim, dla utrudnienia robił to od tyłu (mruczał słowa, znaczy się).
- Co ty tam znowu pleciesz?... - Zapytał Wąs.
"Jak on to robi?" westchnął do siebie Klakson odkładając na bok dopiero co zaczętego wiklinowego hiszpańskiego chłopa tańczącego flamenco w przyciasnych shortach. Jak te które kupił detektywowi na jego - umownie - 40 urodziny. Wyglądał w nich tak...
- W nogi!!! - Krzyk Wąsa wyrwał Klaksona z zamyślenia. 

Padał deszcz.
W oddali z sypialni torreadora dochodził zrozpaczony, hiszpański krzyk Camilli.
- Nie ma go! Zniknął! Znowu przepadł! 
<

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
rafalus79
Użytkownik - rafalus79

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2013-06-24 10:45:11