Dom

Autor: Horsztynski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

   Prawie godzinę czekałem na autobus. W końcu jednak przyjechał. Usiadłem przy oknie, patrząc na krajobraz. Byłem pewien, że widzę go ostatni raz.

   Wtem autobus zakaszlał jak stary palacz i stanął. Kierowca próbując zapalić go ponownie, przeklinał ni to po polsku, ni to po białorusku, a następnie wyszedł. Obszedł autobus dookoła, po czym wszedł i oznajmił, że autobus pizdanulsja i nichuja nie ruszy.

   Nie wiedziałem czy westchnąć, czy rąbnąć pięścią w okno. Wyszedłem z autobusu i wróciłem na przystanek, żeby sprawdzić, o której będzie następny. Kiedy okazało się, że dopiero jutro, postanowiłem złapać stopa. Nic jednak nie jechało.

   Przypadkiem dostrzegłem kwiat. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego. Trochę podobny do maku, a trochę do róży.

   Podszedłem do niego. Powąchałem. Straciłem przytomność.

   Czyjś głos mówił do mnie czule. Mówił do mnie po imieniu. Głos, którego nie słyszałem od lat. Głos, którego brzmienie już zapomniałem.

   Otworzyłem oczy. Leżałem na kanapie, a duży pokój wcale nie był spalony, nie było tu żadnego gruzu, żadnych krzaków. Wyglądał tak, jak go pamiętałem. Usiadłem i spojrzałem na ojca, który sklejał model samolotu. Spojrzałem na matkę, która właśnie przerwała czytanie romansideł.

  - Obudziłeś się w końcu.

  - Mamo, ja nic nie rozumiem. Gdzie ja jestem?

  - Jak to gdzie? Jesteś w domu.

  - Ale przecież wy nie żyjecie! – wybuchłem.

  - Nie musisz nam tego mówić. Bardzo dobrze o tym wiemy – powiedział spokojnie ojciec, nie przerywając swojego zajęcia.

  - Musisz już iść.

  - Gdzie, mamo?  Przecież dopiero...

  - Twoja prawdziwa matka czeka.

  - Jak to prawdziwa matka?!

  - Dała nam ciebie na wychowanie. Miałeś do niej wrócić, kiedy będziesz dorosły. Ale ty poszedłeś na studia. Myślała, że już tu nie wrócisz. Zemściła się na nas. Ale ty nie złość się na nią. Ja na jej miejscu zrobiłabym to samo. Idź już i nie oglądaj się.

  - Już nigdy więcej się nie zobaczymy?

   Nie odpowiedziała mi.

   Wstałem i ze ściśniętym sercem podszedłem do drzwi. Nie mogłem jednak się powstrzymać. Odwróciłem się, żeby spojrzeć na nich ostatni raz. Ale ich już nie było. W pokoju zrobiło się ciemno. Przez okna pozbawione szyb, wleciał chłodny wiatr.

   Wyszedłem na zewnątrz. Ona znowu czekała tam na mnie, wraz z orszakiem dziwnych stworzeń. Wyciągnęła dłoń w moją stronę. Poszedłem z nią do lasu, a jej poddani szli za nami.

  - Kim jesteś?

  - Ludzie nadawali mi różne imiona. – Jej głos był melodyjny i miękki jak aksamit. – Moje prawdziwe imię możesz poznać, jeśli wsłuchasz się w śpiew ptaków, padający deszcz i szum wiatru.

  - Dlaczego mnie oddałaś?

  - Ja... Nie rozumiem już ludzi. Chciałam żebyś ty ich zrozumiał, a potem zajął moje miejsce.

  - Zajął twoje miejsce?

  - Dawniej żyliśmy razem z ludźmi. Teraz wszyscy powoli odchodzimy. Leszy nie będzie żył w wyciętym lesie. Wodnik nie będzie żył w jeziorze pełnym śmieci i toksyn. Musimy znowu znaleźć wspólny język. I to jest twoje zadanie.

  - A co z tobą?

  - Ja jestem już stara. Nawet nie wiesz jak bardzo... Odchodzę tam, gdzie odchodzą bogowie, gdy są już zmęczeni życiem. Teraz nadszedł twój czas.

   Chciałbym jeszcze spytać ją o wiele rzeczy, lecz zniknęła. A jej poddani uklękli przede mną.

   Gdy widziałem je wcześniej, myślałem, że są to istoty z jakiegoś innego świata. Teraz wiem, że wszyscy razem zamieszkujemy ten sam świat. Wśród nich ujrzałem też pana Fedorczuka.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Horsztynski
Użytkownik - Horsztynski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-03-14 17:20:37