Fallout - Rozdział 4: Najeźdźcy, cz. 1

Autor: AS-R
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Można było nieopatrznie umrzeć. A mimo, że Chanowie uwielbiali siać śmierć na prawo i lewo, nikt nie lubił stawać się jej obiektem żniw.

            Zaś Blaine i Ian, ale głównie Blaine, miał w oczach coś takiego, co sugerowało, że jeżeli negocjacje po kluczowej fazie spełzną na niczym i rozpęta się małe piekiełko, jeden bądź dwóch Chanów na pewno zginie.

            Chanowie zaś, jak napisaliśmy przed chwilą, nie lubili ginąć.

            Blaine natomiast wiedział, że w chwili, w której ktokolwiek z tu zebranych sięgnie po broń, Krypta 13 będzie stracona. Co więcej, on będzie stracony, a na to (tak jak najeźdźcy) nie miał najmniejszej ochoty. Dlatego należało zrobić wszystko, by przynajmniej na tę chwilę, uniknąć rozlewu krwi. Na razie szło całkiem nieźle.

            - Taka wysoka brunetka. Jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Szczupła i naprawdę ładna. Pochodzi z Cienistych Piasków. Jej ojciec niepokoi się podejrzewając, iż została porwana… słuchaj, mogę z tobą porozmawiać na osobności?

            - Niech będzie – odparł portier-wykidajło i obrzucając zebranych autorytarnym spojrzeniem krzyknął: – A wy tu czego, pieprzona zawszona hołoto? Spierdalać do swoich zajęć. To nie jebany spektakl teatralny w dupę waszą pierdolona mać!

            Przez moment dawało się wyczuć eskalujące napięcie. Szybko jednak ustąpiło powszechnemu autorytetowi strażnika i zebrani wokół Chanowie poczęli się rozchodzić. Niektórzy ociągali się jak gdyby chcieli usłyszeć coś więcej o tej nagrodzie za córkę Aradesh’a. Dzierżący dzidę władzy bandzior motywował ich jednak skutecznie i efektywnie:

            - Wypierdalać kurwa do swoich namiotów i pilnować obozu! Chyba, że chcecie kurwa kolejną wyprawę na przeszpiegi do Bractwa Stali. Wszystkich jebanych w dupę dekowników ułożę w oddział zbiorczy i wypierdolę tuż na granice tych blaszanych skurwieli! Będziecie mieli w pizdę czasu, żeby się zastanowić nad korzyściami płynącymi z przestrzegania hierarchii w obozie. No, szybciej, do kurwy nędzy! Spierdalać stąd.

            Blaine był pod wrażeniem. Na samą wzmiankę o Bractwie Stali niektórzy Chanowie pobledli, inni splunęli na rozpalony piasek, a jeszcze inni wkładając ręce w kieszenie tak jak Blaine jeszcze nie tak dawno temu, naburmuszyli się klnąc pod nosem. Jednak naprędce wszyscy rozeszli się. Niewątpliwie wzmiankę o Bractwie Stali należało ozdobić w PipBoy’u kilkoma pokaźnymi wykrzyknikami i najlepiej dużą widoczną ramką.

            - Ian – Kelly zerknął na stojącego tuż za nim ochroniarza karawan handlowych (obecnie już na emeryturze). – Ty też.

            - Dobra, dobra – żachnął się ubrany w ciotowate spodenki Ian. – Pójdę odcedzić kartofle…

            Pochodzący z Krypty chłopak oraz pochodzący (najpewniej) z jakiegoś zaszczanego pustynnego namiotu portier-wykidajło, odczekali chwilę, aż jedynym ich towarzystwem stało się mocno przesycone pyłem kalifornijskie powietrze i oddalili się nieznacznie za załom ściany, stając tuż obok piętrzących się, pokiereszowanych skrzyń z drewna.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
AS-R
Użytkownik - AS-R

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-02-27 21:39:56