Kawiarniana znajomość

Autor: zibi16
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Jesteś… - uśmiechnęła się. – Uwielbiam je…

- Zbyt długo się zastanawiałem jakie ci kupić – kłamałem – a im dłużej się zastanawiałem, tym bardziej rósł mój problem. Na przykład, ja lubię goździki, moja babcia kochała tulipany, a ty? No właśnie… Próbowałem dopasować do ciebie któryś z kwiatów… I wiele ich trzymałem w dłoni. I wciąż szukałem tego jednego. Jak myślisz?... jest taki jeden kwiat? – Już wierzyłem w to, co mówię.

- Nie wiem… Czasami jest to jeden kwiat, a czasami kilka. Ale… ja po prostu kocham kwiaty. A który byś mi podarował?

- … Chyba goździk. Czerwony… Do róży nie mam przekonania. Lecz goździk dla wielu osób bywa pretensjonalny. Taki peerelowski, masowy, obowiązkowy i tani.

- Więc goździk - zamyśliła się. – Ale dlaczego czerwony?

- Myślałem o białym. Ładny kolor. Ale biel...? Raczej dla dziewczynki na komunię. Poza tym… jakiś bez wyrazu. Zbyt czysty, żadnej rysy… Wiec pomyślałem o czerwonym. A teraz już nie wiem. Może biało-czerwony, jak na Pierwszego Maja?

- Jestem dla ciebie robotniczym świętem? Chwilą oddechu od robotniczego trudu? – Pytała z przekąsem, choć się uśmiechała.

- Boże! Ależ głupio mówię… Nie wiem skąd ten goździk. Po prostu… jest piękny.

- No już dobrze! – roześmiała się. – Ja też lubię goździki. Są piękne. Chodźmy powoli.

 

Wyszliśmy z Rynku na 3-go Maja, a potem na Stawową. Prawie nie rozmawialiśmy. Przyglądałem się ludziom na deptaku.

- Lubię tu przychodzić – odezwałem się. – Zwykle, gdy wracam z Empiku. Siadam pod parasolem, i zamawiam piwo. Potem przeglądam to, co kupiłem. Lubię panujący tu gwar, lubię ukradkiem przyglądać się twarzom… Tak bezkarnie. Jakbym stał za weneckim lustrem.

- Zawsze sam?

- Zawsze.

- Taki samotny?

- No, nie aż tak… Ale lubię być sam. Poza tym… są ludzie, których słowa są męczące. Ich milczenie też jest męcząc.

- Tak… są tacy ludzie.

 

 

Weszliśmy do „Amsterdamu”. Było przytulnie, nastrojowo, jak dla mnie zbyt ciemno. Ktoś grał na pianinie. Usiedliśmy przy stoliku, blisko pianisty. Tu gospodarzem była Luiza.

- To mój kolega. – Mówiąc, patrzyła na grającą, dziwaczną postać.

Zamówiłem po lampce czerwonego wina.

- Od dawna tu grasz?

- Od roku. Wiesz, mogę tu zarobić parę groszy. Poza tym… takie wytchnienie od filharmonii.

- Przyjemnie tu. Kiedyś lubiłem chodzić do kawiarni, niedaleko stąd. Tej kawiarni już nie ma. Tam również było pianino, i ktoś na nim grał. Brakuje mi takich miejsc.

- Bywają, ale jest ich mało. Ta knajpka też musi na siebie zarobić. Komercja, to wielka i zachłanna ulicznica. I wcale się nie stara, by subtelnym makijażem ukryć swą profesję.

- Wiem. A jednak żal mi tamtej kawiarni.

- Posłuchaj jak on gra…

Nie miałem wyjścia. Zacząłem uważnie słuchać, i zaczęło mi się to podobać. Bo zacząłem się dziwić…

 

Palce pianisty wyczyniały, co chciały. Łysinę pokrytą miał potem, i okulary tuż nad klawiaturą. Niesamowite. I dłonie, wielkie, ruchliwe, bardziej pasujące do rzeźnika lub do ojcowskiej skargi na syna. Istniały oddzielnie, a łysa głowa i okulary w szczególny sposób podkreślały, że to jednak cały człowiek.

Ten karzełek w naturze tak mizerny, tu był kimś. Zobaczyłem diament ukryty w nikczemnej postaci.

Słuchałem i zapadałem się… Jakbym był łódką na wzburzonym morzu, jakbym wciąż był dzieckiem i odkrywał świat po deszczu, pełen parującej ziemi i świeżych zapachów. Niczego już nie rozumiałem. Dlaczego Bóg w tak krucha postać wetknął diament? I żadnego buntu? Na który czekałem, odkąd poznałem smak pierwszego przekleństwa.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zibi16
Użytkownik - zibi16

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2023-05-04 18:17:38