KAY-rozdział siódmy

Autor: Robert-Altamiro
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

ęknie nakrytym stole,ozdobionym pachnącymi gardeniami,panowała grobowa cisza,którą przerwał głos Alicii:

-Wspaniała kolacja.
-Dziękujemy...
-Gotowałaś Saro?
-Tak-radośnie a jednocześnie z dumą.
-Bez mego aniołka bym sobie nie poradziła.
-Kocham cię mamo.
-A ja ciebie słoneczko.

Widząc łzy Alicii:

-Czemu płaczesz?
-Znalazła się beksa.
-Zamknij się...

Zwracając się do dziewczyny:

-Coś się stało?
-Nie...nic...wzruszyłam się.
-Niby było czym.
-Niektórzy są prawdziwymi palantami.Mają cudowną,kochającą rodzinę i tego nie widzą...

W Ianie zbiera gniew

...Zamiast docenić,uszanować i pięlęgnować to co mają najpiękniejszego niszczą to...

-Zatkaj mordę!

...Jesteś ślepcem,nie dostrzegającym nic poza swoim nadętym ego...

Wściekły Ian z rzuca ze stołu talerze

-Zatłukę...
-Tknij ją a pożałujesz.

Oszalały wzrok mężczyzny krzyżuje się ze surowym spojrzeniem Kay...rozbijając kieliszek o ścianę opuszcza pomieszczenie...

-Przepraszam...
-Nie masz za co...

Tuląc roztrzęsioną dziewczynkę:

-Nie płacz kochanie.
-Czemu on to zrobił?... czemu?...dlaczego się tak zachował?...
-Tata miał zły dzień...
-Nie prawda...chciał to zrobić...chciał...

Gladząc włosy dziewczynki

-Już dobrze...
-Wcale nie...to wszystko było dla niego...wystrój...atmosfera...a on to zepsuł...zepsuł...tak bardzo się starałam...tak bardzo... sama...
po raz pierwszy w życiu...przygotowałam jego ulubioną...potrawę...a on nawet jej nie tknął...to miał być nasz wieczór...nasz...

Wyrwawszy się z objęć matki:

-Nie nawidzę go...nie nawidzę...
-Saro...
-Niech pobędzie trochę sama...

Widząc niepewność Kay:

-To jej dobrze zrobi...
-A co z Tobą?
-W porządku...
-Na pewno?
-Tak...nic mi nie jest...
-Przepraszam...
-To nie Ty powinnaś przepraszać...

Alicia powolnym krokiem wychodzi do ogrodu...usiadłszy pod owocowym drzewkiem chowa twarz w dłoniach...uchyliwszy cichutko drzwi Kay widzi jak dziewczynka płacze...każda jej łza sprawia matce ogromny ból...tak jak by ktoś wbijał cierń w serce...coraz głębiej... głębiej...Z krwawiącą duszą i błyskiem w oczach wchodzi do gabinetu męża...słuchając okropnego jazgotu Ian chla wódę:

-Spiepszaj!

Błyszczące gniewem spojrzenie wbijało się w purpurowo-pijacką twarz Iana.

-Ogłuchłaś!...

Rozbiwszy butelkę...zmierza w stronę dziewczyny.

-Spierdalaj do swego bachora...

Błyskawicznym obrotem Kay pozbawia męża broni...ciosem z półobrotu powala go na posadzkę:

-Wiesz co dziś zrobiłeś?!...wiesz?!
-Gówno zróbiłem!...jesteś porąbana!...odwal się ode mnie!
-Przód przeprosisz...
-Sranie w banie...
-Przeproszisz!
-Odbiepsz się!
-Nasza córeczka przez ciebie wylewa łzy
-Przeklętemu bachorowi nic nie będzie...

Dziewczyna wykręca mężczyżnie rękę.

-Niech cię szlak trafi!
-Alicia płacze w ogrodzie...
-Cholerna znajda z ulicy!...niech wypierdala!
-Ty zapijaczony chamie!
-Za kogo ty się kurwa uważasz?! Za cholerną primadonnę?!
-Za człowieka...
-Powiem ci kurwa kim jesteś!...pierdoloną dziwką,której nie chciała rodzona matka...nie mogła patrzyć na takie szkaradztwo...widząc ciebie chciało jej się rzygać...czuła taki wstręt i obrzydzenie że wolała się zabić niż wychowywać potwora...zabiłaś własną matkę...zabiłaś...

Wchodząca do domu Alicia zostaje potrącona przez Kay...dziewczyna w biega na ulicę...pod nadjeżdżający samochód...rozlega się pisk hamulców...



Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Robert-Altamiro
Użytkownik - Robert-Altamiro

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2016-07-31 00:58:50