Kiki

Autor: angis.zvaigzde
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Wstawaj - Maksim trącił ją butem. Posłusznie podniosła się z ziemi. Lewy policzek zaczął puchnąć, w ustach czuła krew. Uderzył ją jeszcze raz, już nie tak mocno, potem poklepał ją po policzku.
- Martwię się o ciebie, Kiki. Chyba ci już mówiłem, żebyś trzymała się od niego z daleka. Nie słuchasz, czy nie rozumiesz?
- Przepraszam - wymamrotała. Wiedziała, że on właśnie na to czeka i że im szybciej ona to powie, tym prędzej Maksim da jej spokój. Przyłożyła chłodne palce do obu policzków i zaczęła schodzić w dół. Maksim szedł krok za nią, słyszała jego przyśpieszony oddech. Dyszy jak pies, pomyślała, Uderzył mnie, a teraz jeszcze będzie całą drogę sapał. Chrzań się, Maksim. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nie odważyła się roześmiać, ale ten nagły błysk humoru odrealnił całą sytuację, zdjął z Kiki duszące, śliskie upokorzenie i strach. Był tylko pies, idący za swoją panią na wieczorny spacer.

Trzy dni później Timo wyjechał. Przez rok nie dawał znaku życia, aż w końcu Piotr (a może Marta ?) wymyślił, że pojadą go odwiedzić pod pretekstem wakacji na wsi. Kiki została w mieście, miała zaopiekować się ich mieszkaniem.

Dobrą stroną tej sytuacji był fakt, że praktycznie się tam zabarykadowała, a Maksim nie miał kluczy. Zakupy na telefon i automatyczna sekretarka nabrały w oczach Kiki szczególnego wymiaru.  Tak chyba smakował święty spokój. Kosztowała go przez dwa cudowne tygodnie.

Obudził ją odgłos klucza w zamku. O szyby bił drobny deszcz. Kiki podniosła głowę i przez chwilę nasłuchiwała. Opadła na poduszkę z gniewnym pomrukiem, kiedy usłyszała głos Piotra. Wrócili. Nakryła głowę kołdrą, żeby ich więcej nie słyszeć, nie mogła jednak zasnąć. Poczekała, aż dom znów wypełnił się ciszą i aksamitną ciemnością, potem wstała i wyszła na korytarz prowadzący do pokojów znajdujących się na piętrze. W jednym z nich paliło się światło, drzwi były uchylone. Kiki przez moment zawahała się, ale po chwili ruszyła w tamtą stronę.

- Timo... - przestraszył ją dźwięk własnego głosu.

 Timo siedział na łóżku ubrany w piżamę Piotra, twarz ukrył w dłoniach. Spojrzał na Kiki w tak dziwny sposób, jakby w ogóle jej nie zauważył. Podeszła bliżej. Timo wstał, wyminął ją i nic nie mówiąc stanął przy oknie.

- Co się stało? - Kiki znów podeszła i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Jestem, Kiki. Znów tu jestem - odezwał się dziwnym, łamiącym się głosem.
- Ale... co się stało? - powtórzyła. Mówiła już prawie szeptem, może nie chciała go przestraszyć, może chciała tylko uspokoić siebie. Przytulił ją bez słowa, za mocno. Zacisnęła zęby - ból to znak realności wydarzeń, sen nie może boleć.
- Wszystko nie tak, od początku, wiesz? - słowa dolatywały do niej jak gdyby z bardzo daleka. Z nosem wbitym w jego ramię nie mogła się poruszyć. Na ustach czuła gorący dotyk wilgotnego jedwabiu. Piotr powinien sobie kupić jeszcze różowe kapcie z puszkiem - pomyślała z trudem łapiąc oddech.
- Siedziałem tam i co rano zastanawiałem się, czy ze sobą nie skończyć - pocałował ją w czubek głowy - Tylko że wtedy już na pewno wróciłbym tutaj, na stałe, a tak... mogę znów spróbować. Tam się nie udało, ale... Nie powinienem był przed wyjazdem spotykać się ani z tobą ani z... z Martą. To było niepotrzebne. Bolało. Ale teraz... Gdyby nie twój brat i Marta... Nie podziękuję im, bo nie chcę, żeby moja wdzięczność kazała im jeszcze kiedykolwiek mnie ratować. Rozumiesz? Raz można przyjąć wyciągniętą rękę, ale za drugim razem to już jest żebranie.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
angis.zvaigzde
Użytkownik - angis.zvaigzde

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-01-19 12:33:07