Krew nie woda

Autor: Horsztynski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- No, no. Cóż za zacny ród Piczkowskich. Bo nawet Chodaczkowskimi nie można was nazwać, patrząc na brak obuwia. Szlachetnie urodzeni waszmościowie wybaczą, ale nie czuję się godny wdawać się w komitywę z takimi wielmożami, żegnam panów. - Strzelił w łeb klęczącemu i wrócił do karczmy.

Szaraczkowie najpierw zamarli, patrząc z niedowierzaniem na nagłą śmierć swojego brata, syna, wnuka, a następnie z wrzaskiem ruszyli do szturmu. Kossecki już na nich czekał, więc gdy drzwi się otworzyły, usiekł jedynego posiadacza szabli, który nawet nie zdążył się zasłonić, potem sędziwego staruszka, możliwe że nestora rodu, a następnie chłopaka z kijem, który przeżył zbyt mało wiosen.

Obecni w karczmie szlachcice, widząc przewagę liczebną rzucili się na Kosseckiego ze stołkami i nożami. Pan Michał nie dał się zaskoczył i rozciął jednemu z nich brzuch, a drugiego kopnął tak, że aż poleciał na stół. Piczkowscy widząc, że mają do czynienia z diabłem, okazali się Zajączkowskimi czy Tchórzowskimi i uciekli czym prędzej, widząc poniesione straty. Pozostałych dwóch gości karczmy uciekło pod ścianę. Ledwie zdążyli złożyć dłonie do modlitwy, a Kossecki zarżnął ich z zimną krwią.

- Pospiesz się z tym pieczenią, Żydzie, bo jeszcze bardziej zgłodniałem! - krzyknął do karczmarza, który krył się przerażony.

Gdyby Pani Małodobra była mężczyzną, z pewnością wyglądałaby jak odziany w czerń jegomość zbliżający się do karczmy. Widząc wybiegających szaraczków, na jego bladym obliczu kontrastującym ze smolistymi wąsami i włosami, pojawił się krzywy uśmiech.

Kossecki dostał w końcu swoją pieczeń i podziękował Żydowi kopiąc go w zad. Pan Michał marzył, by w końcu skonsumować posiłek w spokoju, lecz jego marzenia rozwiał wiatr, który wleciał przez otwarte drzwi. Bladego mężczyzny nie poruszył wcale widok zastany w karczmie. Ze stoickim spokojem przeszedł nad leżącymi przy wejściu ciałami i przysiadł się do Kosseckiego.

- Nie musiałem długo ciebie szukać. Gdzie tylko się pojawisz, zostawiasz za sobą krwawy ślad.

- A waszmość jaką masz do mnie sprawę?

- Przesyłam pozdrowienia od pana Krasickiego. Wielce on boleje nad twoimi wyborami życiowymi. Zawsze miał cię za dobrego młodzieńca. Boleje również z powodu twojego ojca. Był dobrym sąsiadem. Jego niespodziewany zgon zakłócił interesy, które robił z moim mocodawcą i pragnie, bym po twojej śmierci zwrócił mu pieniądze, które okazały się niezbyt trafną inwestycją. Tyle od pana Krasickiego. Ja waści powiem, żebyś wyszedł teraz ze mną przed karczmę i zakończył swój przeklęty żywot.

- A waść jesteś kto? - spytał Kossecki nie przerywając jedzenia słabo przyprawionego zająca.

- Kiński.

- No, to poczekaj panie Kiński, aż skończę jeść.

Szabla do wynajęcia spełnił ostatnią prośbę skazańca, na którym miał zamiar wykonać wyrok. Obserwował Kosseckiego zimnym wzrokiem, okiem nawet nie mrugnąwszy. Kossecki zaś jadł najspokojniej na świecie. Gdy skończył, opróżnił kubek z winem, beknął i wyszedł przed karczmę.

Nie było żadnych zbędnych słów, żadnych głupich przechwałek czy gróźb. Po prostu wyciągnęli szable z pochew i zaczęli wspólny taniec, w którym słabszego tancerza czekała śmierć. Obaj wiedzieli jak walczyć, więc szanse wydawały się równe.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Horsztynski
Użytkownik - Horsztynski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-03-14 17:20:37