Malarz

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

***

Minął dłuższy czas zanim ruszył się ze swojego bałaganu, wszedł do łazienki, która podobnie jak reszta mieszkania wołała swym wyglądem o litość, umył twarz, przeczesał palcami włosy i poszedł do sklepu. Wyludnione ulice, z rzadka przejeżdżające samochody. W nocnej ciszy z dala słychać było szepczące morze. Fale delikatnie i łagodnie kołysały powietrze, mewy odzywały się raz po raz. Markety działały całodobowo, więc bez problemu zrobił zakup. Zaraz po wyjściu ze sklepu zapalił papierosa, zaciągnął się, potem wciągnął powietrze i poszedł wolnym krokiem tam gdzie go niosły nogi. Sam nie wiedział kiedy szum morza stał się wyraźniejszy, pokrzykiwanie mew głośniejsze, a na twarzy osiadła drobnymi kropelkami morska bryza, wiatr szarpnął delikatnie włosy. Spojrzał. Ciemne, spokojne morze delikatnie falujące światełkami odbitego księżyca i rozgwieżdżonego nieba, niebo strojne w ogniki gwiazd, jakby na bal się wybierało. Zaciągnął się kolejny raz papierosem, rzucił go w piasek i wdeptał. Stał chwilę wpatrzony w horyzont z rękoma w kieszeniach. Właściwie donikąd się nie śpieszył, a morze grało tak spokojnie i kusząco. Przeszedł jeszcze kawałek i usiadł na piasku. Wchłonął głęboko kołyszące dźwięki, pogładził wzrokiem krajobraz.
- Wiesz co tatusiek – zaczął mówić pod nosem krótkim spojrzeniem dając znać, że zwraca się do istoty stojącej wyżej – Morze to Ci się nawet udało. Spoko jest. Niebo z gwiazdami też może być… - siedział chwilę wsłuchując się w szum fal i wpatrując w migoczące delikatnie gwiazdy – Ale nie gniewaj się, że ci to powiem, parę rzeczy jednak spartoliłeś jak nic. Tak na ten przykład weźmy mnie – rozwarł ramiona i spojrzał w niebo, aby rozmówca wiedział dokładnie o kogo chodzi – No popatrz sam. Kupa nieszczęścia. Po coś Ty mi w ogóle dał rozum i jakiś tam nazwijmy to ... hi, hi, hi – zaśmiał się cierpko – powiedzmy, że talent. Zwał jak zwał. Ludzie ocenią. Popatrz no na mnie tatusiek. Niby to coś wiem o świecie. Niby to coś więcej od przeciętnej małpy i może nawet więcej od niejednego homo – sapiens, że to tak kuriozalnie ujmę. – zaśmiał się znowu cierpko, choć do oczu znów zaczęły napływać mu łzy. No i popatrz. Co mi z tego? Tak naprawdę nic nie wiem. Nie wiem jak mam żyć, nie wiem dokąd iść. Jestem Kurwa jak ten balast niepotrzebny. Bez urazy Tatusiek, ale skoro już mnie stworzyłeś i tyle mi się dałeś nauczyć i poznać i skoro to niby jestem twoje dziecko, to kurde, pomógłbyś mi może. Co?... Masz tę tam gwardię aniołów i świętych pomagierów, to kurde, daj no mi jakiegoś na chwilę,… żeby do tej pustej łepetyny oleju nalał, albo coś, bo nie radzę sobie – po jego twarzy spłynęły łzy – Że za dużo wymagam?... Spora gromadka straceńców pewnie się do ciebie zwraca – Homo sapiensów – nazwijmy to, żeby nie obrażać zwierząt… ale przyznaj się. Ilu woła o nalanie oleju do łepetyny?... Słuchaj no. To by mogło ci się może potem opłacić. – Wiatr zawiał silniej i bryza mocniej zrosiła jego twarz, westchnął, otarł ją rękawem i wziął w dłonie piach przesypując go chwilę w milczeniu. Patrzył tępo w ziemię. W głowie przelatywały mu migawki z życia. Wycieczka z rodzicami podczas której zobaczył Kaplicę Sykstyńską i zachwycił się po przelanie duszy przez brzegi, czas w zgromadzeniu franciszkańskim – swego czasu myślał nawet poważnie o tym, żeby wstąpić do klasztoru. Tak strasznie chciał dotknąć metafizycznie ideału człowieczeństwa, ale … chęć malowania przeważyła. Wyjechał do Paryża na studia. Tam to mu w głowie zrobili mętlik. Potem było oczarowanie i miłość do dziewczyny, która wywróciła do góry nogami wszystkie jego plany. Nie nadążał za jej marzeniami i zmieniającymi się planami, przerażały go momentami akcje i demonstracje jakie podejmowała w imię równości i sprawiedliwości społecznej. Zachwiała mocno jego wiarą, bo ona widziała to, co złe i drastyczne w świecie, a Boga pojmowała po swojemu – jako kogoś, kogo żadna religia nie jest w stanie ograniczyć. Religie to była dla niej wierutna bzdura wymyślona przez ludzi dla manipulowania innymi ludźmi. Kilka wspólnie spędzonych lat. Wszystkie te dni, noce gorące, namiętne… sprzeczki, rozstania, godzenie się czułe i … - objął głowę myślami znów zaplatając się w jej ramiona i zapach… Nie przypuszczał, że to się tak skończy. – Tatusiek – niemal jęknął – Co ja mam teraz ze sobą zrobić? Weź no ty mi powiedz, bo się już do wszystkich diabłów pogubiłem. Za mało trafioną metaforę się nie gniewaj – znów uniósł wzrok w stronę nieba – Kto jak kto, ale ty chyba rozumiesz. Nie?

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39