Miecznik (I)

Autor: poskart
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

-To co młody… - rzucił ospale swoim zachrypniętym, ostrym głosem do Pryszczatego wymiotującego tuż przy zwłokach kupca. Gdy chłopak powstrzymał na chwilę torsję, dokończył – Pierwszego trupa masz już za sobą, teraz se trochę zadymasz. –stwierdził wwiercając zimy wzrok w oczy kobiety. Wyrostek uśmiechnął się niewyraźnie. Dziewczyna znów powoli wsunęła dłoń do kaletki. Nie zdążyła jednak nic zrobić bo uderzenie głowicy w tył głowy  pozbawiło ją przytomności. Drab który ja ogłuszył zabrał się od razu za podciąganie sukni nieprzytomnej kobiecie. Przerwał mu głos tego z tatuażem.

-Ale najpierw zabijcie tych dwóch.

Antek i Wiklef odruchowo wyciągnęli broń. Walczyli niecałą minutę.

 

***

 

Mężczyzna w czerni jechał na swojej gniadej klaczy. Gościniec sprawiał wrażenie bezpiecznego. Wrażenie jednak zbyt często bywało mylne – pomyślał podróżnik i ze świstem wciągnął chłodne powietrze w płuca. Pierwsze podmuchy jesiennego wiatru przeszyły go chłodem. Mechanicznie okrył się wełnianym płaszczem. Jechał już od trzech dni nie zatrzymując się w żadnej wiosce. Spieszył się. Tydzień temu przyjaciel nadał mu zlecenie. Jakiś książę z Wygórza potrzebował pomocy. Ochrony – skoro wezwano właśnie jego. Jeśli ktoś zwraca się o pomoc do mistrza mieczy to musi mieć duże kłopoty… Z zamyślenia wyrwał mężczyznę niewieści krzyk. I szczęk żelaza. Spojrzał w niebo. Zanosiło się na deszcz.

-Zła wróżba… - szepnął do siebie mistrz miecza i poprawiwszy uchwyt na wodzach dodał – dla tego kto w nie wierzy. – Po chwili galopował już w kierunku odgłosów walki. Ośmiu mężczyzn, jedna kobieta, cztery trupy – błyskawicznie kalibrował jego analityczny umysł. Sytuacja wydawała się zwyczajna… przynajmniej dla nieuczęszczanych gościńców barbarzyńskiej północy kontynentu. Mężczyzna wjechał na powstałą przy trakcie polanę dalej lustrując teren.

-Czego tu? – warknął jeden z tamtych ściskając topór. Mistrz mieczy nie odpowiedział. –Trzy trupy były ubrane trochę lepiej od stojących. Tak jak kobieta. Pewnie mieszczanie.. może kupcy – myślał świdrując małymi oczyma teren. Ci stojący wyglądali jak typy spod ciemnej gwiazdy: obdarci, zakrwawieni z obnażoną bronią w brudnych łapach i spojrzeniem chorym od chciwości. Zjadał takich na śniadanie.

-Okradliście ją… - stwierdził fakt raczej niż zapytał wędrowiec w czerni wskazując ruchem głowy kobietę.

-A chuj Ci do tego – żachnął się największy. W ręku dzierżył siekierę i przeszukiwał właśnie trupa w zielonej sukmanie.

-Spierdalaj pókim dobry kmiotku! – warknął ten z toporem, najwidoczniej przywódca bandy. Mistrz mieczy spokojnie podjechał do kobiety nie patrząc nawet na bandytów. Wydawała się roztrzęsiona w podartej sukni i z drżącymi wargami. Mistrz nie mógł wychwycić czy już zdążyli się do niej dobrać czy też próbowała walczyć i nie zdążyli tego jeszcze zrobić. Choć właściwie nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Pobieżna analiza stała się już zwyczajnym odruchem jak zasłanianie twarzy przy kichnięciu.

-Odejdź od niej! – krzyknął piskliwie szczupły chłopak z przerdzewiałym mieczem – Zjeżdżaj łachudro albo złaź z konia i walcz! – Mistrz mieczy uśmiechnął się do siebie. Gówniarz mógł mieć najwyżej szesnaście lat i najwidoczniej wiązał swoje nadzieje na utratę dziewictwa z pobitą kobietą. Musiał być w bandzie od niedawna, ktoś z dłuższym stażem zaatakowałby bez ostrzeżenia, wprost na plecy… jeśli nie wyczułby kim jest wędrowiec. Zsiadł z konia i zrzucił czarny, wełniany płaszcz odsłaniając obcisła kurtę i koszulę. I pasy z różnej długości i kształtu ostrzami. Z grupy wyszedł barczysty, długowłosy zbój. Mistrz mieczy od razu zauważył błysk inteligencji w jego oczach. No… z pewnością większy błysk niż u reszty szajki. Mężczyzna poprawił skórzaną opaskę, która trzymała jego kasztanowe włosy z dala od oczu i potarł wytatuowaną na policzku czarną różę. Lekkie drganie powieki zdradzało jego zdenerwowanie. Krak zaczął się nawet zastanawiać czy rozbójnik go nie rozpoznał. Po chwili doszedł do wniosku, że chyba jednak nie, bo różanogęby wyciągnął broń odsłaniając jednocześnie rząd żółtych, nadpsutych zębów.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
poskart
Użytkownik - poskart

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2011-10-27 15:01:53