Mistrzowie Pokory

Autor: plum
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Dochodziła dziewiętnasta, a do „Diabła i Gołębicy” miałem kawałek drogi. Skinąłem głową na pożegnanie Annie i rozpłynąłem się w powietrzu. Trzeba sobie jakoś radzić w tych parszywych czasach, prawda? A proste zaklęcie teleportacji, którego opanowanie jest z pewnością szczytem marzeń wielu europejskich magów, mogło mi odrobinę pomóc.

            Zmaterializowałem się w ciemnej szczelinie pomiędzy karczmą a magazynem. Zignorowałem dwóch zbirów kopiących jakiegoś starca tuż za mną. Znając Salomona, już na mnie czekał w karczmie. Jest bardzo punktualny nawet jak na Żyda. Kiedy wszedłem do karczmy, okazało się, że miałem rację. Salomon siedział sobie w kąciku w podróżnym płaszczu, sącząc jakiś płyn.

            - Jak zwykle punktualny – powiedziałem po aramejsku. Boberman spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

            - Sporo mnie to kosztowało, ale jestem na czas – mruknął w tym samym języku – Sprawdziłem to i owo w księgach… Chyba już wiem co może być przyczyną tego całego zamieszania.

            - Doprawdy? Słucham więc.

            - Dziewięćset lat temu, było w tych okolicach największe uroczysko na Eurazji - zaczął Salomon. Moje myśli natomiast zaczęły płynąc swobodnie po bezkresie mojej pamięci. Już wiedziałem.

            Upadły Serafin… Tysiące lat później Siemowit… Wszystko powoli ułożyło się w logiczną całość. Rzecz jasna o serafinie Boberman nie miał nawet pojęcia. Ale wiedział o aurze samego miejsca. Na tym uroczysku znajdował się grobowiec Siemowita. Owszem, Lestek zdesakralizował tamto miejsce, ale nie wiedział, że uroczysko jest także więzieniem dla istoty będącej czystym ogniem. Dla istoty, która tak jak my, wyrzekła się Blasku Boga, ale w odróżnieniu od nas, wyrzekła się również Ciemności. Choć uwięziona w trzewiach ziemi, zniweczyła wysiłki Lestka. Uroczysko wciąż było uroczyskiem. A to oznaczało…

            - Myśli Pan, że on wciąż… - zająknął się Salomon.

            - Siemowit? Tak, żyje. To więcej niż pewne. Potrafisz przełamać to zaklęcie?

            - Pan raczy żartować. To niemożliwe.

            - Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych – usłyszałem głos za swoimi plecami. Odwróciłem się powoli. Za mną stał wysoki młodzieniec o czarnych włosach i wydatnej szczęce. Gabriel…

            - Tak uważasz? Nie pamiętasz, kim są wasi Mistrzowie Pokory? Kto niweczy wasze plany? – zapytałem uśmiechając się paskudnie – Nie pamiętasz, co było ostatnim razem?

            - Pamiętam. Lądolód Skandynawski się zaczął cofać. Ale dziś mamy przewagę – odparł poważnie Gabriel.

            - Pieprzenie… O jakiej przewadze mówisz? Ostatnim razem, to przecież my zamknęliśmy tę paskudę – warknąłem.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
plum
Użytkownik - plum

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2016-02-25 19:37:31