Odwiedziny

Autor: wimar
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Pewnego dnia gdy para z żelazka koiła jej zmysły, niczym zaawansowany zabieg spa w nadmorskim czy górskim kurorcie, do drzwi ktoś zapukał, a może nawet zadzwonił.

- Kto tam ? - zapytała, choć przez zerkacz widziała, że facet, nie mąż.

- Wisławscy ? Mam kartkę - upoważnienie do zeżarcia Waszego podmiejskiego nijakiego życia.

Wyciąga kartkę, pokazuje, ślini się i przeżuwa swój jęzor. Ona czyta. Lotna w myśleniu stanowczo nie jest, ale umiarkowana dedukcja pozwala jej zrozumieć, że upoważnienie do zeżarcia skutkiem jest słabości matematyczno-logicznych na poziomie decyzji zeroprocentowych zakupów, które nie równają się zerospłatowej konsumpcji tychże. Twarz jej przybrała nieboszczykalnego kolorytu, z odrętwieniem aparatu mowy włącznie.

- Męża nie ma, niech siądzie i czeka.

Siedzi on, a czekanie umila dłubaniem. Dłubie chyba w każdym otworze, którym obdarzyła go matka natura, a wrażenie ma, że kilka otworów już sam sobie dodatkowych wydłubał. Dłubanie jakoś ogólnie go pasjonuje, z tytułu posady urzędniczej piastowanej od lat już dobrych wielu. Dłubie w ludziach, domach, instytucjach, życiorysach, kontach bankowych. Dłubacz pospolity. Widać, że to jego dłubanie, jest już coraz bardziej natarczywe, zdradzające zniecierpliwienie nieobecnością nieusprawiedliwioną męża jej osobistego. Przyszedł. Siada. Patrzy zaciekawiony na dłubacza, czyta pismo, kartkę, upoważnienie. Patrzy na nią wzrokiem psa zbitego. Nie takiego zbitego po prostu. Takiego z azjatyckiej ulicy, co to ma być zatłuczony na amen i zeżarty. Dłubacz wprawę ma niezwykłą w perswazji i na tą okoliczność jego wizyty wzniósł się na wyżyny erudycji, erystyki i chuj wie czego jeszcze, na koniec stanowczo zabierając się do finalizacji celu. Siedzi tak jak siedział i żre. Żre żelazko, co nawet go nie sparzyło, a jakoś sycząc połaskotało go w mlaskający jęzor. Żre telewizor, delektując się każdym zaprogramowanym kanałem. Zeżarł już pralkę, rzygając przy tym resztkami mydlin, na deser zostawiając lodówkę z resztkami tego co zjeść Wisławscy zdołać nie dali rady dnia poprzedniego. Żre tak już od dobrych kilkudziesięciu minut skrupulatnie notując każdą porcję, jakby najznakomitsze menu świata chciał stworzyć, jakby gwiazdkę miszelena miał dostać w kolejnej edycji. Dzwonek, pukanie, czy cokolwiek do drzwi.

- Tato, co ten Pan nam zeżarł wszystko ? – zapytał, chlipiąc starszy junior.

On wstał. Otworzył drzwi balkonowe, których nie mieli na swoim ósmym piętrze i wyszedł na balkon, którego nie było.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
wimar
Użytkownik - wimar

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2013-05-31 22:02:03