Podróż z uśmiechem wyjętym z torebki poezji

Autor: orchideakiss
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

edia, bo o ile ludzie w autobusie podskakiwali razem z nim na wybojach (z częstotliwością bicia serca, jak to na polskich drogach zawsze bywa), tak ta pani atakowała, swoją dość postawną osobą, raz mnie, a raz dziadka. Bałam się trochę, że może mnie zgnieść, ale z następnymi kilometrami zaczęła się „kolegować” bardziej z dziadkiem – i chwała jej za to. Wiem, że kochanego ciałka nigdy zbyt wiele, ale nie w busie na ostatnim miejscu przy pełnym załadowaniu! Śmiechu było, co niemiara, gdy pani zaczęła bić pokłony oparciu znajdującemu się przed nią. Więc... dziadek, oparcie, ja, dziadek, oparcie, ja... – ech... kto tam trafi z kobietami. Na szczęście droga nie trwała zbyt długo, bo groziło to dalszym obijaniem się owej pani, moim spaniem, babci spaniem i ogólnym zdenerwowaniem – dlaczego tak długo jedziemy! I tak nie obyło się bez komentarzy. No, ale nic. Gdy wysiedliśmy z busa, udaliśmy się na dworzec PKP – nie obyło się bez brodzenia w kałużach, co pozostawiło po sobie niezbyt suche wspomnienia. Na światłach, ja i babcia, poszłyśmy jako pierwsze z torbami (oczywiście w tym dosłownym znaczeniu). Gdy zbliżałyśmy się do mety, wyprzedziło nas kilku młodych chłopaków. Pomimo wiatru w oczy i deszczu nie dało się nie zauważyć, a raczej nie usłyszeć ich młodzieńczego i jakże bogatego słownictwa „Ty k...wa, pójdziemy k...wa tam i k...wa zdążymy”. Podchorąży zawsze zdąży jak to się mówi. My też nie pozostawaliśmy w tyle. Przy wejściu na dworzec o mały włos nie doszłoby do kraksy, ale tak to jest jak się stanie w miejscu do tego nie przeznaczonym. Przepraszam czy nikt nie znalazł mojej głowy? Gdy byliśmy już prawie u celu trzeba było sprawdzić jeszcze, z którego peronu jest odjazd. Oczywiście każdy zrobił to we własnym zakresie, bo jak się okazuje nikt nikomu w dzisiejszych czasach nie ufa. Kiedy wylewałam siódme poty, niosąc babci torbę ze słoikami i zapasem pierogów na 3 dni, wpadła na mnie jeszcze pani biegnąca przez cały dworzec... Czy ja wyglądach na piorunochron, że muszę zbierać wszystkie baty? Na szczęście obyło się bez masakry i o dziwo również bez uszczerbku na zdrowiu. Będąc na peronie, oczekiwaliśmy już tylko na przyjazd pociągu. Gdy zbliżała się godzina odjazdu, dało się wyczuć na stacji lekkie poruszenie – to znak, że zbliżała się wielka chwila podróży w nieznane. Nie myliłam się – pani obwieściła przez głośnik, że zaraz będzie on w zasięgu naszego wzroku – jak powiedziała tak się stało. Wtedy wszyscy złapali za torby, plecaki – to, co tylko mieli i grzecznie, aczkolwiek z wyczuwalnym zniecierpliwieniem, ustawili się przed wyznaczoną białą linią. Pozostało tylko czekać. Pociąg wjechał z hukiem na tor pierwszy. Zaczęło się koczowanie przed wejściem, bo najpierw wielu ludzi musiało wysiąść. No i tak jak pisałam wcześniej – bez problemu znaleźliśmy miejsce. Uf... Najgorsze za nami. I tak sobie jedziemy i jedziemy. Zanim się obejrzałam był już Poznań, gdzie chciałoby się zaśpiewać „ciągle pada tra la la la ”. Najgorszy w podróżowaniu jest chyba brak wygodnych siedzeń na długie dystanse, ale wszystko to mogą nam wynagrodzić piękne widoki za oknem – betonowe aglomeracje miejskie, pola, lasy i łąki. Od czasu do czasu przemknie nam przed oczami jakiś zbiornik wodny lub, jeśli się poszczęści, to można nawet zauważyć jeziorko – pod warunkiem, że w danym momencie się nie śpi, co w takich warunkach jest na porządku każdej godziny. Współczuję jednak tym, którzy mieszkają w tych pięknych, zmieniających się z każdym wyjrzeniem przez pociągowe brudne okno domach. Nie ma to jak zacisze własnego domu i spokojny, niczym nie zakłócony w nocy sen. Wreszcie za Poznaniem przestał siąpić deszcz i nawet na ułamek sekundy zaczęło przyświecać słoneczko – choć teraz to już przeszłość. Zrobiło nas po prostu w jajo. Ach, zapomniałam jeszcze o niezwykle interesujących ciemnych tune

Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
orchideakiss
Użytkownik - orchideakiss

O sobie samym: ... każdego dnia na nowo się odradzam, poznaję świat i choć nie zawsze mi się podoba - akceptuję go. Zostawiam tu cząstkę siebie - tą skrywaną w ciszy, głęboko w sercu. Tą która się boi i tęskni... Sama chciałabym się dowiedzieć kim jestem, bo najgorzej jest nie chcieć wiedzieć. Poznaję siebie w spotkaniach z ludźmi...Od każdego się uczę...Czego Ty możesz mnie nauczyć czytelniku?
Ostatnio widziany: 2012-02-01 23:09:14