poszukiwana tendencyjne

Autor: eleazar
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

Zabrali mu ją jakiś czas temu. Na pewno mieli powody – ich działania były zbyt zdecydowane, żeby chodziło tu o zwykłą złośliwość. Mimo to, jakie były te powody, mógł się zaledwie domyślać.
W tej sytuacji, pozostało mu tylko jedno – musiał ją odzyskać. Wiedział, że nie miał niczego innego, aby usprawiedliwić swoje istnienie; teraz tylko chęć odnalezienia jej dawała mu prawo by w ogóle żyć.

 

 

Zaczął bardzo prozaicznie. Dokładnie się ogolił. Wszak niewiadomo, co czeka za rogiem. Gdy wstawał z łóżka przyszło mu na myśl, że umierać nieogolonym byłoby…nieodpowiednio.
Śniadanie zjadł lekkie, popił grzecznie mlekiem i pozmywał po sobie. To ostatnie nie wyszło mu tak zgrabnie jakby sobie życzył. Cóż jednak, nikt nie powiedział, że początki są łatwe.

 

 

Gdy się ubierał, chyba pierwszy raz w życiu poważnie zmartwił go fakt, że nie potrafi wiązać krawata. Na szczęście jedna z dziesiątek kolorowych gazet leżących na stole kuchennym, zawierała o tym felieton z ilustracjami.
Garnitur okazał się nadzwyczaj odporny . Bez żadnych zabiegów przez te wszystkie lata, bohatersko opierał się kurzowi i wszelkiemu robactwu czyhającemu w szafie przeciętnego śmiertelnika. Szkoda tylko, że niewielka była różnica, kiedy wisiał na wieszaku i swoim właścicielu. O tyle smutne, że kilka lat temu był szyty na miarę.

 

 

Buty. Kiedy wyciągał je z szafki, bał się co będą przeżywać jego stopy. Zbyt często jego obuwie stało całe w wodzie, bo zapomniał zakręcić kurka, albo pękła pobliska rura.
Tym bardziej zdziwiło go, że te wystarczyło przetrzeć je z grzyba i kurzu, by jego oczom ukazały się niemal błyszczące cholewki.
Jednak sukces był pozorny, a radość chwilowa. Fakt, skóra była doskonałej jakości, ale to nie znaczy, że się nie skurczyła po tych kąpielach.
Gdy wpychał w nie nogi, buty zajęczały jakby w proteście. Potem zdawały się stękać przy każdym kroku, podobnie z resztą jak ich właściciel.
Na tę katorgę nie było jednak wyjścia. To jego jedyne, prócz starych kapci, ocalałe obuwie.

 

 

Gdy przyzwyczaił się do bólu stóp, co w zasadzie było nawet pobudzające (Salvador Dali ponoś „szybciej myślał” w takich sytuacjach), postanowił wyjść na ulicę.
Cudem niemal znalazł klucze, zagrzebane pod stertą szalików, czapek i bielizny, bynajmniej należącej do niego…

 

 

Gdy wyszedł na ulicę, przeżył kolejny szok. Woźny zamiast „kurwa to znowu ty”,  przestraszony wyjąkał „dzień dobry”. Podobnie z resztą jak „pani woźnowa”, zamiatająca przed klatką schodową.
Nie wierzył własnym oczom, uszom i innym dostępnym w tej chwili zmysłom...był na tyle trzeźwy…a jednak…świat chyba tym razem naprał się jak świnia.
Za szeroki garnitur, buty obcierające mu stopy do krwi, ogorzała twarz, upstrokacona zacięciami po ZBYT dokładnym goleniu…to…NIC sprawiło, że państwo woźni powiedzieli mu „dzień dobry”.
Nie odpowiedział. Więcej nawet, popatrzył spode łba i z nienawistnym sykiem przemknął obok. Takiej bezczelności się po nich nie spodziewał. Głupi, ślepi ignoranci.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
eleazar
Użytkownik - eleazar

O sobie samym: Nie zawsze uwstecznienie jest złe. Czasem można sobie dzięki temu uświadomić, gdzie zostawiło się pióro, przez lata przywalone brudami spod łózka i spod serca.
Ostatnio widziany: 2011-12-14 13:44:16