Randka w "Niklasie"...

Autor: rafal_sulikovski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

I w tym właśnie momencie bierze mnie jasna cholera. Mówię, że nigdzie nie jedziemy i koniec. On nalega, a ja jak zwykle jestem nieugięty, Justyna zresztą też. Po chwili nie wiadomo już kto, kogo zaprasza, co gorsza nie wiadomo też, kto jest jeszcze trzeźwy. Zresztą nie pytamy już nawet, kto jest trzeźwy, lecz kto jest bardziej pijany od mniej pijanych na ogólnej skali bycia pijanym. Kompletny pat. Celowo niezręczna cisza. Celowe zamieszanie, zagadywanie mnie przy stole, podczas gdy tamten tańczy z moją koleżanką. Nic z tego. Ani przez moment nie spuszczam jej z oka. Im bardziej się sprzeciwiamy, tym bardziej pacjent wierzy w to, co nam proponuje. Klasyczna sytuacja: terapeuci kontra pacjent z ostrą psychozą intoksykacyjną, zwaną potocznie pijaństwem. Wreszcie daje za wygraną. Wychodzimy. A raczej czuję, że to ja wychodzę. Z siebie…

W drodze powrotnej kłótnia. Co prawda nie jestem chłopakiem Justyny, ale to ze mną poszła na disco. Więc ze mną wróci. Cała i zdrowa. "Co się tak boisz?" – słyszę. "Kogo by najpierw utopili, Ciebie czy mnie?" – pytam spokojnie. "Ciebie." Lecz również słyszę, że "oni są spoko." "Skąd wiesz?" "Nic by nam nie zrobili". "Dobrze, pójdę ja, ale Ty pójdziesz do domu." "Nic by Ci nie zrobili." "Właśnie - mi nie, to dobrze powiedziałaś." Po drugiej kłótni w lesie w czasie powrotu z kolejnej nocnej wyprawy we dwoje na plażę coś zaczynam rozumieć.

Jestem po prostu głupi. Po prostu uprzedzony do niewinnych aniołków. Mam kompleksy z dzieciństwa. Babcia nie mogła zastąpić mamy. Może faktycznie byli to niewinni aniołowie, zesłani, aby otworzyć mi oczy na fakt, że wszędzie widzę pozorne zagrożenie. Może powinienem pójść sobie z "Niklasa", zostawić Justynę przed samymi jej urodzinami pomiędzy tymi aniołkami…

Teraz w środku czuję siódmym zmysłem, że dobrze postąpiłem. Nie mogłem inaczej. Wyszedłem na kretyna, kompletnego ignoranta, nie czującego zupełnie kodów, znaków, niuansów, niech tak będzie, amen. Może powinni mnie nasi mili chłopcy przewieźć swoim BMW i solidnie w lesie nastraszyć, a potem uśmiechnąć się i poklepać - “widzisz, kretynie, o tu wykopaliśmy dla was dół w lesie, ale dziś jest akurat amnestia i dlatego darujemy wam łaskawie życie. Zamiast was mamy innych frajerów, którzy chętnie z nami zatańczą…” I popływają w odkrytym basenie. Z falą. Wychodzi na to, że ktoś uratował nam życie...a miało być tak ciekawie, jaka szkoda…Nuda.

A może nie było wcale żadnej zabawy w Niklasie? Nie poszliśmy tam wcale, podobnie jak nie byliśmy razem w nocy w lesie, śpiewając piosenki Manaamu? Nie było żadnego tańca, nie było też kłótni. Może to wszystko, ten bar, las i cały obóz to tylko mi się przyśniło? Śpij słodko, rano obudzisz się całkiem trzeźwy i zdrów jak ryba. Las został, w nim pozostali chłopcy z placu Broni w swoim aucie, a my wróciliśmy do pensjonatu. Reszta jest historią, która nie lubi się jednak powtarzać…

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
rafal_sulikovski
Użytkownik - rafal_sulikovski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2023-11-17 02:58:07