Ratchet & Clank: misja II: Marcadia, cz III

Autor: Rinoa017
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

O, nie! Jeszcze jego tutaj brakowało.

- Siemanko, laserowiec! – Krzyknąłem do dwuokiego Thyrranoida siedzącego na długich, robocich szczudłach z dwoma laserami w dłoniach. Dlatego nazywam go laserowcem, każdego takiego. Nagle zza głazu wyszło jeszcze paru takich zielonych paskudztw na szczudłach. – O, przyprowadziłeś kolegów?! – Krzyknąłem w biegu. Wyciągnąłem moje ukochane robociki. Natychmiast pobiegły w ich stronę, za to laserowcy zaczęli strzelać. – No dobra, dobra, rozumiem! Jestem tutaj nieproszonym gościem, co?! – Dorzuciłem, żeby ich trochę podenerwować i dać czas Clankowi. Jednak to nie było takie łatwe, jak się zdawało na początku. Zaraz po tej odzywce dostałem porządnie w lewe ramię. Na szczęście, w lewe… W końcu, byłem praworęcznym stworzonkiem, więc na razie sobie poradzę.

Biegłem dalej przed siebie. Nie można zawrócić.

Jeden z laserowców wybuchł na skutek użycia mojej broni – robocików. Te małe cwaniactwa pobiegały sobie pomiędzy blokami skalnymi i uderzyły w jednego z nich. Zaraz potem wybuchły jeszcze trzy, robocików w jednej „paczce” jest cztery.

Wypuściłem jeszcze jedną grupkę i dostałem z lasera znowu w lewą rękę, trochę wyżej, niż poprzednio. Tym razem nie chciałem już ryzykować, uskoczyłem gdzieś w bok, potrzebowałem krótkiej chwili. Wyciągnąłem z kieszeni przy pasie małą strzykawkę i wbiłem igłę w lewe ramię. Wcisnąłem w żyły jasnoniebieski płyn – nanotech. Teraz już będzie tylko lepiej, małe robociki już zrobią swoje.

Wyskoczyłem zza skałki, za którą się schroniłem. Został jeszcze jeden. Moje roboty wiedzą, co robić, przed chwilą wybuchły jeszcze cztery. Został jeden. Wyjąłem więc bicz plazmowy i zacząłem biec przed siebie. W chwilę później znowu oberwałem, ale tym razem już w nogę. Niedobrze. Jednak byłem dostatecznie blisko, by zadać cios. Machnąłem biczem w stronę Thyrranoida na szczudłach, owijając bicz wokoło niego. Nagle stworzonko po prostu… Spłonęło, zostały same szczudła. Fajnie, jak będę mógł się stąd ruszyć, pogrzebię sobie tam trochę. Może znajdę interesujące mnie części do mojego pojazdu.

Na razie nic nam nie groziło… Na razie.

Powoli zacząłem odzyskiwać czucie w lewej ręce. Ale kiedy zadziała to to na nogę, nie wiedziałem. Clank podbiegł do mnie i opatrzył mi nogę, stwierdzając, że ubyło mi tylko trochę futerka. Na szczęście, nie było to nic poważnego. Wrócił do Ojca Sashy, którego stan Clank określił jako stabilny. To dodało mi trochę otuchy.

Ponownie zadzwoniłem do Sashy. Nadal nikt nie odbierał. A niech to!

- I jak? – Zapytałem Clanka.

- Jak z czym? – Odpowiedział pytaniem Clank.

- No, jak z tatą Sashy.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Rinoa017
Użytkownik - Rinoa017

O sobie samym: Nie ma dobrej i złej strony. Są tylko dwa punkty widzenia...
Ostatnio widziany: 2024-03-19 03:23:15