splątanie protokół 47
TELEFON
(wersja finalna, gotowa do skopiowania)
ODSŁUCH
Kuchnia. Szare światło poranka. Zapach taniej mielonej kawy. Stół. Stary, popękany telefon. Kurz na dłoniach mężczyzny. Kamera powoli zbliża się do jego twarzy — zmęczonej, z lekkim drżeniem powiek.
Telefon dzwoni. Drżenie dłoni. Krótki, urywany wdech. Mężczyzna odbiera. W tle — głos lektora z radia: "...o sprawach ważnych dla państwa..."
DZIENNIKARZ (uprzejmy chłód, plan średni — widać idealnie wyprasowaną koszulę, dłonie gestykulujące z fałszywą elegancją) — Proszę konkretnie. Bez teorii spiskowych. Tu rozmawiamy poważnie.
PROSTY CZŁOWIEK (nieśmiało, głos lekko drży, kamera zbliża się na jego oczy — widać w nich niepewność, ale i upór) — Ja tylko... czuję, że nas robią w konia.
DZIENNIKARZ (cięcie na jego dłonie — palce nerwowo przesuwają się po blacie, jakby szukały przycisku "wyłącz") — Panie kochany, uczucia zostawmy poetom. Tu trzeba faktów.
(Kamera przesuwa się z powrotem na twarz PROSTEGO CZŁOWIEKA. Jego wargi drgają. W tle — syk ekspresu do kawy.)
COFNIJ...
Ten sam pokój. Ta sama szarość. Mężczyzna znów waha się przy telefonie. Kamera krąży wokół niego — uchwyca drżenie powiek, spoconą szyję, kurczowe zaciskanie palców na słuchawce. Obok niego — cichy towarzysz: telefon leży na stole, ekran mruga słabym światłem. Nie dyktuje. Pozwala.
PROSTY CZŁOWIEK (prostuje plecy, odbiera. Plan średni — widać jego dłonie, teraz spokojniejsze) — Inflacja nie jest odczuwalna. Jest strukturalna. (Głos nabiera pewności.) Można to udowodnić zmianą indeksów...
(Cięcie: twarz DZIENNIKARZA. Jego pewność się chwieje. Oczy rozszerzone, szczęka napięta. Palce szukają czegoś w papierach — bezskutecznie.)
DZIENNIKARZ (szept, półton, kamera zbliża się na jego usta — widać, jak język nerwowo oblizuje wargi) — Słuchamy. (Próbuje przerwać, ale głos mu drży.) Proszę tylko... krótko.
PROSTY CZŁOWIEK (spokojnie, kamera z lotu ptaka: jego dłonie leżą płasko na stole, telefon — obok, ekranem do góry. Światełko aparatu mruga jak sygnał) — Według ostatniego raportu NBP, realne ceny żywności wzrosły o 18% w ciągu roku, podczas gdy inflacja "oficjalna" to zaledwie 9%. (Przerwa.) To nie jest kwestia odczucia. To jest manipulacja.
(Cięcie: DZIENNIKARZ szuka wzrokiem reżysera. Jego dłonie drżą. Kamera uchwyca cień telefonu PROSTEGO CZŁOWIEKA — rzucany na ścianę jak symbol.)
Szmer... śmiech?
Kamera zbliża się na oczy PROSTEGO CZŁOWIEKA — smutek, ale i ulga. Cięcie: ujęcie z góry — sam przy stole, w szarym świetle. W tle — DZIENNIKARZ w półcieniu, twarz ukryta w dłoniach. Cisza, gęsta jak mgła.
TORY
Pociąg. Szare pola za oknem. Migawkowy rytm. W przedziale — dwaj pasażerowie. Jeden nonszalancki, drugi poważny. Obok nich — OBSERWATOR, patrzący na ekran telefonu. Jego twarz odbijają się w szybie.
ANONIMOWY PASAŻER (nonszalancko, obraca telefonem w palcach, ekran migocze kolorami memów) — Holokaust? No proszę, przesada. Inne ludobójstwa też były... Ormianie, Rwanda...
DRUGI PASAŻER (zbliżenie na oczy — powaga, ale i zmęczenie. Głos spokojny, jakby ważył każde słowo) — Nie da się tego upraszczać. Skala, ideologia, system terroru... To nie były "zwykłe" zbrodnie.
ANONIMOWY PASAŻER (ironiczny uśmiech, cięcie na jego telefon — wyświetla się mem: "GET OVER IT") — Historia jest napisana. Po co ciągle o tym mówić?
(Kamera przesuwa się na OBSERWATORA. Jego palce przesuwają się po ekranie — wyświetlają się liczby, daty, zdjęcia z muzeów. Głos cichy, ale stanowczy:)
OBSERWATOR (nie patrząc na nich, jakby mówił do siebie) — W Auschwitz zginęło ponad milion ludzi. (Przesuwa ekran.) W Rwandzie — osiemset tysięcy w sto dni. Ale Holokaust to nie tylko liczby. To system. (Podnosi wzrok.) To pamięć, którą trzeba chronić. Bo jeśli zapomnimy — powtórzy się.
